11.11. 2020
Tym razem pytania dotyczą konkretnych rozwiązań podatkowych, które lepiej lub gorzej regulują nasze życie.
Ze względu na ich wysoką regresywność obowiązujące w Polsce ulgi podatkowe jak na przykład (i) wspólne rozliczanie małżeństw, (ii) na dzieci oraz (iii) wspólne rozliczenie samotnego rodzica powinny być zniesione.
Liczba respondentów: 21
Zdecydowanie tak
Tak
Nie wiem
Nie
Zdecydowanie nie
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Pytanie jest tak skonstruowane, że uniemożliwia odpowiedź. Jestem zdecydowaną przeciwniczką wspólnego rozliczania małżeństw. Niemniej ulgi na dzieci są dla mnie ważnym instrumentem regulowania efektów zewnętrznych związanych z posiadaniem dzieci. odpowiedź nie wiem wynika stąd, że moim zdaniem tych pytań w ogóle nie należy łączyć.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
System wsparcia rodzin wychowujących dzieci nie jest obecnie systemem. Jest zbiorem różnych, często niezależnych od siebie, rozwiązań. Ulgi podatkowe, 500+, zasiłki rodzinne, dofinansowania przedszkoli (priorytet w przyjmowaniu dzieci ze względu na kryterium dochodowe) itd. powinny być zaprojektowane jako jeden spójny system.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Można rozważyć zmniejszenie regresywności tych rozwiązań, tj. obniżyć limity odpisu, zlikwidować ulgę na trzecie lub kolejne dziecko lub uczynić ulgę liniową względem liczby dzieci.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Rozwiązania ze strony państwa wspierające rodziny, w szczególności te wychowujące dzieci, mają sens i są potrzebne. Można się zastanawiać czy jest sens utrzymywania ulg podatkowych skoro jest 500+. Moim zdaniem ulgi podatkowe są lepszym rozwiązaniem i nie powinny być likwidowane. Może lepiej pomyśleć, czy 500+ nie przekierować tylko do najmniej zarabiających.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Gdyby była to część rozsądnie pomyślanej reformy podatkowej, to pewnie tak. Tylko że takiej reformy na razie nie widać, a samo zniesienie ulg oznacza podwyżkę podatków. Poza tym czy te ulgi rzeczywiście są regresywne, czy też tylko osłabiają progresję, która tylko dzięki nim jest bardziej akceptowalna i przez to w ogóle jest? Regresywnym elementem jest sytuacja, której pracownik jeszcze płaci pełny ZUS, a jest na drugim progu - pytanie, jaka część tego jest niwelowana na przykład przez wspólne rozliczanie.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Tak, ale wyłącznie dla osób osiągających wysokie dochody. Dla osób biednych i średnio zamożnych takie ulgi powinny pozostać, chyba że zostaną usunięte jako element takiego zreformowania systemu podatkowego (PIT i podatki pośrednie), aby stał się on wyraźnie progresywny. Taka reforma wydaje się mało wykonalna politycznie i wątpliwe czy jest akceptowana społecznie w Polsce- oznaczała by m.in. wyraźne podniesienie krańcowych stawek PIT dla klasy średniej i osiagających wysokie dochody i dużeog obniżenia dla biednych i niższej klasy średniej, być może większej redystrybucyjności systemu emerytalnego.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Głównym źródłem regresywności w polskim systemie podatkowym są:
- podatek liniowy
- stała składka ZUS dla przedsiębiorców
Żeby przywrócić progresywność powinniśmy przede wszystkim ujednolicić opodatkowanie i oskładkowanie dochody z pracy i działalności gospodarczej. W tym celu należy zlikwidować podatek liniowy i stałą składkę.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie tak
Obecny system ulg podatkowych nie jest istotnym wsparciem dla gospodarstw domowych w gorszej sytuacji finansowej. Trudno też obronić tezę, że spełnia funkcję prorodzinną czy pronatalistyczną. Ludzie nie decydują się na zawarcie małżeństwa dla relatywnie niewielkich, odczuwanych tylko raz w roku korzyści podatkowych. Nie uwzględniają też ulgi na dzieci, podejmując decyzję o powiększaniu rodziny. W efekcie uzyskujemy system skomplikowany, regresywny i nie przynoszący istotnych korzyści społecznych. Lepszym instrumentem wsparcia osób mniej zamożnych poprzez system podatkowy byłoby zwiększenie kwoty wolnej od podatku (która wciąż jest za niska w świetle wyroku TK z 2014 r., który orzekł że rząd nie powinien obciążać dochodów zapewniających minimalny poziom egzystencji). To zwiększyłoby poziom dochodu rozporządzalnego podatników, choć z punktu widzenia finansów publicznych byłoby droższe, niż obecnie funkcjonujące ulgi.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie tak
Obecne ulgi są niesprawiedliwie regresywne.
Z danych ministerstwa finansów: w przypadku wspólnego rozliczenia małżeństw 60% korzyści przypada na 3% najbogatszych małżeństw! W przypadku ulgi na dzieci by dać najbiedniejszemu decylowi 319 mln zł dajemy najbogatszemu decylowi 953 mln zł. W przypadku rozliczenia samotnego rodzica 55% korzyści przypada na 0,1% najbogatszych podatników.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Trudno odpowiedzieć na to pytanie wspólnie, bo problematyka tych trzech ulg jest różna.
Wspólne rozliczanie małżeństw służy temu, aby małżeństwa w których dochody są silnie nierówne między małżonkami nie były opodatkowane bardziej niż małżeństwa o takim samym wspólnym dochodzie, ale równiejszych dochodach małżonków. Jeśli podatek dochodowy jest progresywny (z rosnącymi krańcowymi stopami), to małżeństwa w których dochody są bardziej nierówne między małżonkami będą płaciły wyższe podatki. Wspólne rozliczanie małżeństw temu przeciwdziała. Ma to jednak negatywny wpływ na podaż pracy osób z niższymi dochodami w małżeństwie, zazwyczaj kobiet, gdyż ich dochody są krańcowo opodatkowane wyżej niż gdyby rozliczały się osobno. Debata o wspólnym rozliczaniu małżeństw musi zatem wziąć pod uwagę korzyści z bardziej sprawiedliwego opodatkowania małżeństw (czyli braku penalizacji nierównych dochodów w małżeństwie) oraz straty wynikające ze zniechęcania podaży pracy gorzej zarabiającego małżonka. Nie jest dla mnie jasne jak mają się te korzyści do strat w polskim kontekście, ten temat należy lepiej zbadać.
Ulga na dzieci pozwala na zmniejszenie płaconego podatku o konkretną kwotę (nie jest to zatem odliczenie od dochodu do opodatkowania jak np. w przypadku wydatków na organizacje charytatywne). Ulga przysługuje tylko podatnikom o dochodach poniżej pewnego (co prawda dość wysokiego) progu. Na dodatek, jeśli ulga przekracza zobowiązanie podatkowe w danym roku, to można ją (pod pewnymi dodatkowymi warunkami) wypłacić, a zatem efektywnie zapłacić ujemny podatek dochodowy. Biorąc to pod uwagę, trudno taką ulgę nazwać regresywną.
Wspólne rozliczenie samotnego rodzica jest chyba jedyną ulgą, którą można nazwać regresywną: samotny rodzic zyskuje na niej tym więcej im ma wyższe zarobki. To rozwiązanie może być niesprawiedliwe. Warto zastanowić się nad alternatywami które będą mocniej wspierać samotnych rodziców z niższymi dochodami: mogą to być ulgi które nie zależą od dochodu (coś jak ulga na dzieci) bądź ulgi które najpierw rosną, a potem maleją z dochodem, tak jak np. Earned Income Tax Credit w USA.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Nie. W kontekście opodatkowania osób fizycznych (PIT+składki na ubezpieczenia społeczne) kwestie związane z tą czy inną ulgą bledną w kontekście złożoności całego systemu (różne dopuszczalne formy rozliczania, którym towarzyszą różne zasady oskładkowania + ok. 200 różnego rodzaju ulg). Powoduje to niską sterowalność systemu oraz jego niską efektywność, zarówno z punktu widzenia zdolności zapewniania dochodów jak i osiągania poza-fiskalnych celów (np. progresja). System potrzebuje więc gruntownej zmiany, a nie odejmowania/dodawania tej czy innej ulgi. W jakim kierunku powinna iść zmiana? Jednolitej daniny zastępującej PIT i system składek, bo dopiero w niej można będzie efektywnie wbudować pożądaną progresję.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie tak
Uważam, że najbardziej sprawiedliwe byłoby rozliczanie wszystkich obywateli indywidualnie, szczególnie w kraju, gdzie pary jednopłciowe nie mogą korzystać z tego typu ulg, czy inne osoby, które pozostają w nieformalnych związkach. Również 500+ i inne bonusy, wraz z "bonem turystycznym" powinny być wliczane do dochodu i opodatkowane na tych samych zasadach. Wtedy próg dochodowy nie byłby potrzebny (najbogatsi w podatkach oddawaliby to, co otrzymali).
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie tak
Regresywność jest tylko częścią problemu - wspólne rozliczanie małżeństw i ulgi na dzieci są najczęściej "zużywane" przez pierwszą pracującą osobę w gospodarstwie domowym, w efekcie czego druga osoba wchodząc na rynek pracy od razu jest obłożona 40% lub wyższym klinem podatkowym. Zmniejsza to opłacalność pracy dla drugiej osoby (najczęściej kobiety) w okresie wychowywania dzieci, co niestety powoduje utratę kontaktu z rynkiem pracy i zwiększa ryzyko trwałej dezaktywizacji zawodowej.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Podatek dochodowy zależy od dochodu per capita w małżeństwie. To ma sens. Nie rozumiem dlaczego miałoby być znoszone. To jest regresywne tylko jeżeli uznamy, że osoby w małżeństwie są od siebie finansowo niezależne i reprezentują oddzielne byty. Kondycja finansowa pary gdzie zarobki wynoszą 170/10 jest podobna do pary gdzie zarobki wynoszą 90/90. Dlaczego pierwsza para miałaby płacić wyższy podatek?
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Regresywność tych rozwiązań jest jednym z argumentów na rzecz ich zniesienia. Drugim nie mniej istotnym jest to, że regulacje PIT w Polsce są nadmiernie skomplikowane i nie ma przekononujących dowodów, że poszczególne rozwiązania przyczyniają się do realizacji deklarowanych celów przed ustawodawcę. Trzecim argumentem jest to, że koszty tych ulg - zarówno fiskalne jak i szersze ekonomiczne (np. z tytułu generowanej niepożądanej redystrybucji) nie są łatwe do oszacowania i z tego powodu mogą być pomijane lub lekceważone w debacie publicznej. Po czwarte - co jest konsekwencją trzeciego argumentu - mamy tutaj typowe state failure, tzn. politycy nie doświadczają odpowiedniej presji na reformy w tym obszarze, ani nie mają silnych autonomicznych bodźców do projektowania rozwiązań w duchu evidence-based, tylko do maksymalizowania korzyści wyborczych.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Z punktu widzenia rozkładu dochodów pomiędzy gospodarstwami domowymi wsólne rozliczanie małżeństw nie jest regresywne. Ulga na dzieci też nie są regresywne. Regresywność iii) jest marginalna.
Regresywność systemu podatkowego w Polsce wynika (głównie ale nie tylko) z niskiej i liniowej stawki dochodu na samozatrudnieniu. Ze względu na wysoką regresywność tego elementu przy przechodzeniu na samozatrudnienie - to on powinien być zmieniony.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Ocena zależy od tego, na co zostałyby przeznaczone dodatkowe wpływy uzyskane z likwidacji tych ulg. Gdyby np. posłużyły one podniesieniu ryczałtowych kosztów uzyskania przychodów (czyli kwoty wolnej dla zatrudnionych na podstawie umowy o pracę), wówczas byłoby to pożądane rozwiązanie, bo podnoszące opłacalność pracy, zwłaszcza tej, która jest wrażliwa na wysokość opodatkowania, tj. nisko płatnej. Gdyby natomiast dodatkowe dochody zostały wydane np. na transfery socjalne, zwłaszcza do biernych zawodowo osób w wieku produkcyjnym, byłoby to fatalne rozwiązanie.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
W naszym systemie podatków i danin regresywność wnoszą przede wszystkim podatki pośrednie oraz składki na zabezpieczenia społeczne. Coraz mocniej (i to też po regresywnej stronie) działają pojawiające się ostatnio w dużych ilościach opłaty środowiskowe (choćby te powiększające koszt wywozu śmieci).
Podatek dochodowy od osób fizycznych jako całość jest progresywny, choć można by dyskutować, że w naszej wersji owa progresja jest raczej umiarkowana (patrz różnica między efektywna stawką obciążającą osoby o bardzo małych i bardzo dużych dochodach).
Chcąc ową progresywność zwiększyć (by zniwelować efekt regresywności pozostałych podatków i danin) można by rozważyć przejście do systemu ze znaczącą kwotą wolną od podatku dla wszystkich (na poziomie minimalnego wynagrodzenia za cały rok) oraz jedną stawką podatku zbliżoną do obecnej naszej górnej stawki. W takim układzie siła progresywności byłaby wyraźniejsza.
Wskazane w pytaniu ulgi podatkowe mają albo bardzo umiarkowane znaczenie dla skali progresywności (opóźniając nieco wejście w wyższy próg) albo wręcz ją zwiększają (jak ulga na dzieci).
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie tak
System podatkowy w ogóle nie powinien mieć żadnych ulg. Celem podatków powinno być zbieranie pieniędzy na działalność państwa. Dodawanie ulg dla realizacji różnych innych celów zniekształca rynek i prowadzi do nieprzewidzianych efektów ubocznych. Likwidacji ulg powinna towarzyszyć ekwiwalentna redukcja podatków w innych miejscach, np. podniesienie kosztów uzyskania przychodu.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Niestety pytanie myli dwa aspekty: regresywność dochodową z tzw. ulgami rodzinnymi. Akurat te wymienione ulgi tylko w niewielkim stopniu wpływają na regresywność podatkową od dochodów z pracy, stąd ich zniesienie lub nie, nie jest najważniejsze dla ograniczenia regresywności. Ponadto trudno odpowiedzieć na pytanie zawierające te trzy ulgi o różnym wpływie na regresywność i różnym celu społecznym. Np. ulga podatkowa dla dzieci na większy sens społeczny niż wspólne rozliczenie. Osobną kwestią jest spojrzenie przez pryzmat polskich rozwiązań: jeśli utrzymane jest 500+ to ulgę podatkowe na dzieci można znieść. Stąd opowiadam się za zniesieniem tych ulgo w specyficznych polskich uwarunkowaniach, ale nie z powodu regresywności, ale z dlatego aby system podatkowy uprościć.
Zameldowanych mieszkańców stref parkowania lub mieszkańców danego miasta należy zwolnić z opłat za parkowanie lub znaczne obniżyć im opłaty w stosunku do powszechnie obowiązujących stawek za parkowanie.
Liczba respondentów: 21
Zdecydowanie tak
Tak
Nie wiem
Nie
Zdecydowanie nie
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Mieszkańców nie należy zwalniać. Opłaty te należy traktować jak próbę radzenia sobie z kosztami zewnętrznymi.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Nie widzę dobrego argumentu ekonomicznego za zwolnieniem z takich opłat. Jest to
efektywnie subsydium do samochodu osobowego dla osób relatywnie zamożnych i jako takie
ma wątpliwy status i sens. W dyskusjach na ten temat często podnosi się fakt uzyskania
uprawnień do miejsca parkingowego z powodu samego faktu płacenia podatków. Zważywszy
na to, że podatek nie jest ceną konkretnej usługi lub dobra, tylko pakietu dóbr i
usług, którego dokładny skład jest przedmiotem wyboru publicznego i wynikiem procesów
demokratycznych, nie może być tu mowy o automatyzmie. Przestrzeń w centrach miast jest dobrem rzadkim i z tego względu zbyt cennym, by było wykorzystywane do parkowania samochodów. Powiedziawszy powyższe, powinna istnieć niewielka pula miejsc parkingowych dla tych mieszkańców, którzy z racji wieku, niepełnosprawności lub innych względów powinni mieć ułatwiony dostęp, a także pula miejsc krótkoterminowych dla dostawców, interesantów, klientów, itp.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Opłaty za parkowanie służą ekonomizacji miejsc i nie należy zwalniac z nich nikogo, mieszkańcy danej okolicy mogą płacić mniej, być może tylko w okresie przejściowym.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Mieszkańcy śródmieści są przeciętnie bogatsi. Korzystają z bliskości wielu dotowanych usług publicznych, które w śródmieściach dużych miast często są lepsze niż poza nimi (szkoły! szpitale!). W tym korzystają z gęstego w śródmieściach i dotowanego publicznego transportu. Znoszenie czy obniżanie opłat za parkowanie to wysoce regresywna dotacja dla i tak już uprzywilejowanej grupy obywateli.
W Warszawie roczny koszt parkowania od 2021 wyniesie ok 12 tys. zł. Możliwość wykupienia rocznego abonamentu za 30 zł stanowi niepotrzebną i niesprawiedliwą dotację do każdej rodziny zameldowanej w centrum i posiadającej samochód.
W skali Polski preferencja dla mieszkańców śródmieści dużych miast to znaczny ubytek budżetów miejskich.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Nie. Nie widzę istotnych argumentów, które przemawiałyby za tym by publiczny zasób (jakim są miejsca parkingowe) udostępniać na preferencyjnych zasadach mieszkańcom/osobom zameldowanym. Takie rozwiązania powinny odnosić się jedynie do wąskiej grupy, w szczególności pojazdów osób niepełnosprawnych.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Oczywiście chodzi mi tu o strefy, w centrum, poza mieszkańcami centrum, inni powinni uiszczać opłaty. Jednak w swojej strefie mieszkańcy powinni być zwolnieni z opłat (lub jak jest obecnie - w promieniu 8 parkomatów). Ogólnie - jestem za ograniczeniem ruchu kołowego w centrach miast - i dobrze byłoby za pieniądze z parkomatów np. dofinansować transport publiczny. Można też wprowadzać zakazy ruchu kołowego na niektórych ulicach, oraz np. zakazywać "kopcącym" samochodom jazdy w centrum, tak jak jest w Berlinie.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Pytanie powinno być zadane inaczej - czy posiadanie samochodu w np. Warszawie powinno być subsydiowane kwotą 5-10 tys. zł miesięcznie?
1. Trudno znaleźć argumenty uzasadniające by mieszkańcy nieposiadający samochodów tak mocno dotowali osoby je posiadające.
2. Dostarczanie przez miasto miejsc parkingowych poniżej cen rynkowych zniechęca prywatnych inwestorów do inwestowania w prywatne parkingi ostatecznie obniżając liczbę dostępnych miejsc parkingowych.
Oba efekty osłabiają działanie mechanizmów rynkowych i prowadzą do nieefektywnego wykorzystania cennej przestrzeni w miastach.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Nie mam dobrego argumentu ekonomicznego, ale moje poczucie tego, co jest sprawiedliwe w takiej sytuacji, tak mi podpowiada. Jasne jest dlaczego parkowanie w centrum niesie ze sobą opłatę, a na peryferiach nie. Ale niejasne jest, dlaczego jedni mieliby płacić za parkowanie pod domem, podczas gdy inni nie płacą.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Zwolnienie z opłat za parkowanie nie ma żadnego ekonomicznego uzasadnienia, skoro podaż miejsc parkingowych jest ograniczona i ma rynkową wartość. Tego typu rozwiązanie może prowadzić do nadużyć i szkodliwej redystrybucji. Problem wysokości opłat za parkowanie jest znacznie bardziej złożony, jeśli spojrzy się na niego jako element całościowej polityki transportowej, a nawet strategii rozwoju miasta. Poszczególne miasta, dzielnice a nawet ich części mogą mieć różne potrzeby i problemy, pełnią też różne funkcje dla mieszkańców i odwiedzających. Uważam, że lokalni politycy powinni w większym zakresie korzystać z rynkowych rozwiązań (a więc i cen rynkowych) w rozwiązywaniu takich problemów jak korki i alokacja miejsc parkingowych. Niskie koszty parkingów miejskich są jednym z powodów ograniczonej podaży sektora prywatnego. Nie można jednak zapominać o poprawie otoczenia regulacyjnego w kontekście wpływu na podaż i przez to koszty - nie tylko miejsc parkingowych, ale generalnie nieruchomości w miastach. W kontekście polityki transportowej niektóre miasta podejmują też szkodliwe działania np. zwalczając konkurencję dla taksówkarskich korporacji, przez co zwiększają atrakcyjność posiadania i wykorzystywania własnego samochodu do poruszania się po mieście. W efekcie rośnie popyt na miejsca parkingowe zajmowane na dłuższy termin.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Ograniczenie transportu samochodowego leży w interesie mieszkańców miast - pozwala to zmnejszyć zanieczyszczenie powietrza, emisję dwutlenku węgla, poprawić sprawność transportu publicznego oraz odzyskać centralną przestrzeń miejską dla mieszkańców. Te efekty są niezależne od zameldowania właścicieli samochodów.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Takie zwolnienie mijałoby się o z celem wprowadzania opłat za parkowanie. Uzasadnienie ma wyłącznie zwolnienie z/obniżenie opłat w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca zamieszkania (dzięki takiemu rozwiązaniu osoby posiadające samochód, a mieszkające w strefie płatnego parkowania mają bodźce, żeby ograniczyć jego używanie w tej strefie).
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Mieszkańcy obszaru objętego płatnym parkowaniem nie mogą być obciążani opłatami za parkowanie, które są tak ustawione, by zminimalizować obecność przyjezdnych aut na danym obszarze (do pojedynczych i w miarę krótkich bytności). Ci mieszkańcy nie mogą być „karani” za posiadanie samochodu, który chcą mieć gdzieś pod ręką. Wypada podkreślić, że wbrew szeroko prezentowanym w przestrzeni publicznej tezom komunikacja publiczna nie jest u nas doskonała. Bardzo dobra lub dobra jest w okolicach kilkunastu największych ośrodkach miejskich. Na ponad 90% powierzchni kraju jest słaba, zła albo tragiczna. Jeśli ma się więc tam coś do załatwienia (zwłaszcza systematycznie) to prywatne auto jest niezbędne.
Z drugiej strony warto zastanowić się, czy zwolnienie od opłat parkingowych dla mieszkańców powinno dotyczyć całego miasta, czy raczej najbliższej okolicy (zwłaszcza jeśli mówimy o dużym ośrodku).
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Miasta to przede wszystkim rynki pracy. Wyzwaniem jest ich integracja tak, aby mieszkańcy mieli możliwie największą liczbę dostępnych miejsc pracy w promieniu 40 minut drogi od miejsca zamieszkania. Inaczej miasto rozpada się na wiele małych rynków pracy, tracąc tym samym korzyści z aglomerowania. Największą dostępność miejsc pracy mają mieszkańcy centrów miast, którzy często wręcz mogliby jeździć do nich rowerem. Dodatkowe uprzywilejowanie ich dostępu do ograniczonego zasobu miejsc parkingowych mija się więc z celem. Lepiej jeżeli będą one służyć wszystkim na jednakowych zasadach, w tym osobom spod miasta, które mają dużo gorszy dostęp do komunikacji miejskiej i mogą być zmuszone do korzystania z prywatnych samochodów.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Tak, zwłaszcza w warunkach niskiej jakości systemu transportu publicznego oraz bezpiecznych bezkolizyjnych ścieżek rowerowych. Przy lepszej infrastrukturze, wyższej kulturze korzystania z transportu miejskiego, rowerów czy hulajnog i mniejszej liczbie samochodów posiadanych przez mieszkańców miast, można odejść stopniowo od stosowania tych lokalnych preferencji.
Tzw. podatek od cukru zwiększy prozdrowotne zachowania Polaków.
Liczba respondentów: 21
Zdecydowanie tak
Tak
Nie wiem
Nie
Zdecydowanie nie
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Materiał dowodowy dotyczący skuteczności podatków cukrowych (czy też szerzej, podatków od używek) jest, pomimo klarownego teoretycznego uzasadnienia rodem z zajęć z Mikroekonomii I, w najlepszym przypadku mieszany. Zamierzone efekty prozdrowotne są często małe, uzależnione od dokładnej konstrukcji podatku, obecności nieopodatkowanych substytutów, etc. W przynajmniej jednym przypadku suma kalorii spożytych przez obywateli nie zmieniła się, bo nastąpiła substytucja napojów słodzonych przekąskami i słodyczami. Obecna konstrukcja polskiego podatku sprzyja wystąpieniu właśnie takich nieoczywistych efektów.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Sama idea wydaje mi się nie taka zła, ale sposób implementacji u nas może budzić wątpliwości. Rząd sam nie zakłada istotnej zmiany zachowania Polaków, przyjmując, że wpływy z tego podatku nie będą się obniżały z czasem.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Ale tylko marginalnie, bo cukier jest tani i trudno byłoby go opodatkować na tyle, żeby nie powstało cukrowe podziemie.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Jest na to szansa, wskazują na to wyniki badań w innych krajach. Trzeba pamiętać, że w krótkim okresie tego typu podatki są regresywne, więc warto zastanowić się nad zrekompensowaniem kosztów dla biedniejszych. W długim okresie korzyści zdrowotne powinny zrekompensować koszty.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Podatek cukrowy jest rekomendowany przez WHO. Prozdrowotne zachowania są udowodnione empirycznie. Badania na ten temat były publikowane w renomowanych czasopismach, np. w the Lancet.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Doświadczenia innych krajów (m.in. Francji, Chile czy Meksyku) pokazują, że obciążenie dodatkową opłatą niezdrowej żywności w połączeniu z odpowiednią kampanią informacyjną zmniejsza jej konsumpcję, zwłaszcza wśród dzieci i osób z niższymi dochodami. W tych grupach korzyści zdrowotne są też największe, bo są to osoby z przeciętnie gorszym dostępem do profilaktyki zdrowotnej.
Tego rodzaju podatki, jeśli są dobrze zaprojektowane, motywują też producentów do udoskonalania receptur i oferowania zdrowszych wersji produktów.
Oczywiście, ograniczenie konsumpcji słodzonych napojów nie rozwiąże problemu nadwagi i otyłości czy złego odżywiania dzieci i młodzieży. Powinno być tylko elementem w sieci działań prozdrowotnych, promujących sport, właściwe nawyki żywieniowe i medycynę profilaktyczną. Dobrym krokiem jest zaplanowanie w ustawie o podatku cukrowym przekazanie dochodów z tego podatku do NFZ i na promocję sportu, a nie do budżetu centralnego.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
W teorii tak. W praktyce trudno znaleźć przekonywujące dowody, by taki podatek jak nasz „podatek cukrowy” faktycznie miał zwiększyć prozdrowotne zachowania. Większą rolę prawdopodobnie odgrywają upowszechnianie wiedzy o zdrowotnych konsekwencjach zachowań i klimat społeczny wobec takich zachowań. Raczej nie.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Pominę argumentację o tym czy ograniczenie spożycia cukru ma korzyści zdrowotne (a tak jest) i skupię się na tym, czy podatek od cukru jest efektywnym narzędziem do zmniejszenia konsumpcji cukru. Doświadczenia innych krajów pozwalają podejrzewać, że tak jest. Przegląd literatury autorstwa ekonomistów z Institute for Fiscal Studies (link poniżej) wskazuje, że podatki cukrowe podwyższają ceny objętych produktów i w ten sposób zniechęcają do ich konsumpcji. Na dodatek, producenci objętych produktów czasami sami modyfikowali ich skład aby uniknąć podatku — w takich przypadkach podatek może mieć prozdrowotne skutki nawet jeśli nie zmieni zachowań konsumpcyjnych Polaków. Warto wspomnieć, że nie jest dobrze zbadane, czy ludzie nie substytuują objętych podatkiem produktów (w Polsce byłyby to napoje słodzone) innymi produktami, które zawierają dużo cukru, ale podatkiem nie są objęte (np. czekolada). To oczywiście ogranicza prozdrowotne korzyści z podatku, a jednocześnie podkreśla że podatek cukrowy powinien dotyczyć jak najszerszej grupy produktów.
The evidence on the effects of soft drink taxes, 2019, Rachel Griffith, Martin O’Connell, Kate Smith and Rebekah Stroud, The Institute for Fiscal Studies https://www.ifs.org.uk/publications/14382
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Nie. Być może na chwilę (w momencie wprowadzenia) zwiększy świadomość szkodliwości cukru, ale stosunkowo szybko efekt ten zaniknie (nie przekładając się na trwałą zmianę społecznych zachowań). W kontekście stymulowania pro-zdrowotnych zachować skuteczniejszym rozwiązaniem wydaje się obowiązek oddzielnego (oprócz informacji o składzie) informowania konsumentów o zawartości cukru (np. w przeliczeniu na łyżeczki). Mogłoby to mieć edukacyjne i pro-zdrowotne oddziaływanie szczególnie w kontekście produktów, które na co dzień nie kojarzymy z dużą zawartością cukru.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie tak
Co trzeci chłopiec i co czwarta dziewczynka ma problemy z otyłością w Polsce (dane z 2019 roku). Trzeba z tym walczyć, a skoro inne metody zawiodły (zakazy w sklepikach szkolnych), to może podsienie cen ograniczy popyt? Podatek ten mógłby właśnie być "pieniądzem naznaczonym", przekazywanym na edukację i zachowania prozdrowotne.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Niestety jednak prawdziwym powodem wprowadzenia tego podatku jest chęć zwiększenia dochodów państwa - gdyby motywacja była prozdrowotna wprowadzeniu nowego podatku powinno towarzyszyć obniżenie już istniejących, natomiast rząd zwiększa łączne obciążenie podatkowe.
Ponadto trzeba pamiętać, że rząd zniechęcając do konsumpcji cukru dodatkowym podatkiem równolegle subsydiuje jego konsumpcję poprzez obniżoną stawkę VAT na cukier, co pokazuje kompletny brak koordynacji polityk publicznych.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
To się okaże, nie mam pojęcia.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Odpowiedź na to pytanie wymaga przeprowadzenia jakiejś analizy empirycznej. Po pierwsze, dużo zależy od skali przerzucenia tego podatku na konsumentów. Po drugie, to zależy od struktury konsumpcji - jaki jest udział dóbr objętych podatkiem cukrowym w całkowitej konsumpcji cukru. Po trzecie, w kontekście zdrowia istotne są również inne niż cukier substancje - nie wiadomo, jak te zmiany wpłyną na strukturę konsumpcji i w efekcie spożycie innych substancji. Na pewno temat zasługuje na pogłębioną analizę wpływu, obejmującą zarówno doświadczenia z innych rynków, jak i badania polskich konsumentów, oddające specyfikę naszego rynku.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie tak
Ograniczenie spożycia cukru ma pozytywne konsekwencje zdrowotne. Podatek od cukru jest skutecznym narzędziem ograniczenia spożycia cukru.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Konstrukcja podatku cukrowego wskazuje, że cel jego wprowadzenia ma charakter fiskalny, a nie prozdrowotny. Gdyby cel prozdrowotny był rzeczywisty, to z podatku cukrowego powinny być zwolnione napoje dosładzane słodzikami. Są one bliskimi substytutami napojów słodzonych cukrem, a mają ograniczający lub neutralny wpływ na masę ciała. Tymczasem, część stała podatku cukrowego jest taka sama niezależnie od tego czym dosładzany jest napój.
Efekt dochodowy wprowadzenia podatku cukrowego najsilniej uderzy w osoby o niskich dochodach. Badania wskazują bowiem, że podatek cukrowy lub – ogólniej – podatki „prozdrowotne” są silnie degresywne (dosładzane napoje są średnio w większej ilości nabywane przez biednych klientów niż zamożnych).
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Cukier, zwłaszcza ten w wyrobach spożywczych można traktować jako odmianę powszechnej, aprobowanej społecznie używki. Można ją porównać choćby do alkoholu czy tytoniu. Zdajemy sobie sprawę z negatywnych skutków jej istnienia, ale formalna likwidacja nie jest tu możliwa (choćby ze względu na obawy o potencjalną eksplozję czarnego rynku z całym pakietem bardzo negatywnych konsekwencji). Pewien poziom restrykcji, w tym narzutów na cenę dla klienta jest wprowadzany by jakoś okiełznać sięganie po te używki. Ale jak pokazuje praktyka restrykcje w ograniczony sposób wpływają „na prozdrowotne zachowania Polaków”. Owszem można wskazać przypadki gdy konsument zniechęcony ceną rezygnuje z używki, ale są one nieliczne na tle całej społeczności. W konsekwencji podatek od cukru będzie raczej kolejną odmianą „rekompensaty dla budżetu negatywnych skutków używania używki” (jak to się wskazywało przy silnym opodatkowaniu alkoholu i tytoniu). Kluczowym pozostaje pytanie na ile substytuty cukru w wyrobach będą zdrowsze od samego cukru.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Brak jak dotąd dowodów, że podatki cukrowe ograniczają otyłość. Ograniczają natomiast spożycie obciążonych nimi napojów - badania nie dają jednak odpowiedzi jakie produkty spożywają konsumenci zamiast nich. Konsumenci mogą np. zwiększyć konsumpcję batonów, lodów i czekolady. Albo słodzonych cukrem napojów alkoholowych. Szczególnie, że politycy z rozpędu nałożyli podatek również na najbardziej oczywisty substytut napojów słodzonych cukrem, czyli na napoje słodzone bezkalorycznymi słodzikami. Wbrew niczym nie popartym opiniom autorów ustawy, badania pokazują, że zamiana napojów słodzonych cukrem na słodzone słodzikami prowadzi do spadku masy ciała lub jest dla niej neutralna.
Więcej o problemach z podatkiem cukrowym piszę w analizie FOR z marca: https://for.org.pl/pl/a/7633,analiza-2/2020-podatek-cukrowy-to-podatek-od-biednych
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
To zależy od wysokości tego podatku, nawyków konsumpcyjnych oraz substytutów żywności. Jeśli będzie zmiana to raczej niewielka, ponieważ trudno zmienić przyzwyczajenia, zwłaszcza przy braku promocji celu zdrowotnego (wtedy domniemuje się wyłącznie cel fiskalny).