Kształtująca się na korzyść kredytobiorców linia orzecznicza sądów w sprawie kredytów frankowych zwiększy dobrostan Polaków.
Liczba respondentów: 13
Zdecydowanie tak
Tak
Nie wiem
Nie
Zdecydowanie nie
Udzielona
odpowiedź:
Nie
W sposób nieuzasadniony poprawi się dobrostan wąskiej grupy osób, które kiedyś zadłużyły się w walutach obcych. Nie ma za tym racjonalnych argumentów i może się to odbyć kosztem dobrostanu reszty społeczeństwa, podważając zaufanie do wiążących kontraktów, prowadząc do ostrożniejszej polityki kredytowej banków (kredyt mieszkaniowy produktem wysoko ryzykownym biznesowo).
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Ogólne podejście orzecznicze podkreślające asymetrię informacji i próbujące niwelować przewagę banków jest na dłuższą metę korzystne. W tym wypadku jednak nastąpiło jakieś zasadnicze jego wynaturzenie, czego efektem jest masowe unieważnianie umów zawartych nieraz ponad 20 lat temu z powodów całkowicie nieadekwatnych do winy (prawdziwej lub rzekomej), którą ponosiły banki. Można by mówić o korzyściach, gdyby banki były karane a klienci wynagradzani, jednak bez bezpodstawnego wzbogacenia na kwoty kilkuset tysięcy złotych czy nawet większe tzn. bez unieważnienia samej umowy kredytu. Długookresowy efekt dobrostanowy będzie ujemny właśnie ze względu na podminowania możliwości zawierania długookresowych umów w polskim systemie prawnym. W szczególności wzrosną koszty długoterminowego kredytowania przedsiębiorstw i gospodarstw domowych.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Zmniejszy dobrostan Polaków, którzy zachowali się racjonalnie, nie brali kredytu w walucie innej niż ich zarobki, patrzyli jak zalew kredytów walutowych przyspieszał wzrost cen mieszkań, a teraz będą musieli w swoich działaniach polegać na sektorze bankowym osłabionym finansowo przez niemądre orzeczenia sędziów.
Zwiększy dobrostan Polaków, którzy nadmiernie ryzykowali. Kredytobiorcy symulowali razem z bankami większa zdolność kredytową zaciągając kredyty walutowe, kupili mieszkania po niższej cenie (zalew kredytów frankowych spowodował skokowy wzrost cen mieszkań). A teraz okazuje się jeszcze, że mieli finansowanie bez kosztu odsetek.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Szczególnie, jeśli będzie to gwóźdź do trumny polityki przerzucania ryzyka (walutowego, stopy procentowej, itd itp) na konsumentów.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Pytanie jest niejasno sformułowanie, ale generalnie redystrybucja nie może zwiększyć dobrobytu ogółem. Sytuacja kredytobiorców może się polepszyć, kosztem jednak kredytodawców (co może przełożyć się na inne podmioty).
Udzielona
odpowiedź:
Nie
W pierwszej kolejności owa linia orzecznicza dokona sporych transferów pomiędzy różnymi grupami ludzi. Dla części dobrostan poprawi, dla części dobrostan obniży. Zyskać mogą kredytobiorcy, stracić zaś mogą depozytariusze banków i właściciele banków (same banki jako instytucje też stracą, ale poniesiony koszt będą głównie przerzucać na swoich interesariuszy). Jeśli doliczyć do tego koszt wykonania owego transferu – to dobrostan ogółu (suma) raczej będzie na minusie.
W drugiej kolejności wspomniana linia orzecznicza wpłynie na obniżenie dostępności kredytowania i wzrost jego ceny (wzrost też ceny innych usług bankowych). To będzie przekładać się na obniżenie dobrostanu ogółu Polaków.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Z jednej strony decyzja sądów wpłynie pozytywnie na portfele frankowiczów, jednak uszczupli zysk kapitałowy udziałowców banków - również tych z Polski.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Z punktu widzenia całej gospodarki stabilność systemu bankowego jest kluczowa dla wzrostu. Koszty wyroków w sprawach kredytów walutowych obciążają kapitały własne banków, które są bardzo istotnym czynnikiem przy działalności kredytowej – ich obniżenie poniżej wymaganych przez regulatora poziomów skutkuje ograniczeniem akcji kredytowej przez banki. Efektem jest zmniejszenie możliwości finansowania gospodarki przez krajowy sektora bankowy w sytuacji, gdy kredyt bankowy jest głównym źródłem finansowania dla wielu firm, a jednocześnie mamy rosnące potrzeby inwestycyjne, związane chociażby z transformacją energetyczną.
Kształtująca się na korzyść kredytobiorców linia orzecznicza sądów w sprawie kredytów frankowych stanowi transfer od biedniejszych do bogatszych.
Liczba respondentów: 13
Zdecydowanie tak
Tak
Nie wiem
Nie
Zdecydowanie nie
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie tak
Wg analizy NBP z 2015 r. ok. 2/3 kredytobiorców zadłużonych w CHF to osoby z dwóch najwyższych decyli dochodowych.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie tak
Kredytobiorcy frankowi są to osoby średnio dość zamożne, a akcjonariusze banków niekoniecznie - w Polsce duże udziały mają Skarb Państwa oraz OFE czyli ogół społeczeństwa. Ponadto część kosztów transferu zapłacą klienci banków, a ci już z pewnością są od fankowiczów średnio biedniejsi.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie tak
Zaciągający kredyty frankowe byli przeciętnie bogatsi od reszty Polaków. Osiągnęli korzyści w zwiększonej zdolności kredytowej. Reszcie Polaków zostawili wyższe ceny mieszkań oraz słabszy sektor bankowy.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
To, że kredytobiorcy frankowi uzyskają korzystne warunki po latach spłacania i batalii sądowych nie pomoże im odzyskać nerwów i straconego czasu. Rolą regulatora jest upewnienie się, że transfer będzie wyłącznie od banków i odpowiedzialnych menedżerów banków do osób oszukanych.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Zależy od kogo uznamy, że zachodzi transfer.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Zazwyczaj z kredytów (zwłaszcza tych mieszkaniowych) korzystają lepiej sytuowani (mają w oczach banków stosowną zdolność kredytową i własną ufność w siebie - że z zobowiązaniami sobie poradzą). To oni mogą być w większości beneficjentami dzisiejszego orzecznictwa. Koszty związane z owym orzecznictwem dotykające banki, zostaną z czasem przerzucone na szeroki ogół klientów korzystających z usług bankowych. W tym zwłaszcza na depozytariuszy (jednak tak zamożnych jak i niezamożnych), ale również klientów rozumianych szerzej – tych korzystających z obsługi rachunków (w dzisiejszych czasach bardzo trudno funkcjonować bez rachunku bankowego i bankowości elektronicznej). A tu przeważają klienci słabiej sytuowani.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Koszty kredytów frankowych zostaną zrekompensowane przez banki przez wyższe marże i opłaty na produktach oferowanych wszystkim klientom - również tym biedniejszym - w średnim okresie.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Ceny nieruchomości od 2008 roku, gdy udzielono najwięcej kredytów walutowych, do końca 2022 roku wzrosły średnio o ok. 50%. Jeszcze silniej (o ok. 80%) wzrosły czynsze, których płacenia właściciele nieruchomości nabytych na kredyt walutowych dzięki temu kredytowi uniknęli. Średnie wynagrodzenie było w 2022 roku w ujęciu nominalnym ponad dwukrotnie wyższe niż w 2008 roku. Dla porównania rata 25-letniego kredytu frankowego zaciągniętego w połowie 2008 roku (czyli w najgorszym możliwym momencie) wzrosła o ok. dwie trzecie. Tak więc kredytobiorcy walutowi nabywali o wiele tańsze niż obecnie nieruchomości i unikali płacenia czynszów, które silnie wzrosły. Jednocześnie nie ma powodów, by zakładać, że w przypadku większości z nich rata wzrosła silniej niż dochody.
Z drugiej strony rachunek zapłacą bardzo zróżnicowane grupy interesariuszy sektora bankowego: klienci banków, w tym deponenci, którzy otrzymają niższe odsetki od swoich lokat, i potencjalni kredytobiorcy, którzy zapłacą wyższe marże; akcjonariusze banków, w tym członkowie otwartych funduszy emerytalnych, drobni inwestorzy indywidualni (w tym ci, którzy kupili akcje w organizowanych przez państwo prywatyzacjach), uczestnicy funduszy inwestycyjnych i programów emerytalnych z trzeciego filara (IKE, IKZE, PPE, PPK); oraz podatnicy, dlatego że uderzenie w zyski banków ograniczy wpływy z płaconego przez nie podatku dochodowego od osób prawnych.
Wiele wskazuje, że te grupy są przeciętnie mniej zamożne od właścicieli nieruchomości zakupionych kilkanaście lat temu na kredyt walutowy.
Kształtująca się na korzyść kredytobiorców linia orzecznicza sądów w sprawie kredytów frankowych stanowi właściwą reakcję na umowy, które byłe oferowane klientom.
Liczba respondentów: 13
Zdecydowanie tak
Tak
Nie wiem
Nie
Zdecydowanie nie
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Nie jestem prawnikiem, więc nieadekwatność oceniam przede wszystkim poprzez skutki dla systemu gospodarczego opisane w odpowiedzi na pierwsze pytanie. Z drugiej strony cały czas warto zadawać pytanie czy system prawny właściwe poradził sobie z wyzwaniem, jakim był wyrok TSUE uniemożliwiający zastępowanie abuzywnych klauzul umownych zapisami wskazanymi przez sądy. Może konieczna była jakaś inicjatywa na poziomie SN, TK lub Parlamentu? Nawet jeśli tu nie dało się nic zrobić, pytanie o zakres rozumienia abuzywności, bo niektóre sądy uznawały sam kredyt walutowy za produkt z natury abuzywny - rozwinięcie się takiej linii orzeczniczej to już porażka, którą trudno mi wytłumaczyć.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Regulator nie wykonał elementarnego obowiązku: zabrakło zakazu udzielania kredytów walutowych osobom fizycznym zarabiającym w złotych.
Następnie zabrakło reakcji regulatora i władzy ustawodawczej by rozwiązać problem podziału strat kursowych na kredytach walutowych.
Na koniec kilkukrotnie zmieniająca się linie orzecznicza sędziów orzekających diametralnie różnie w identycznych sprawach z życia w Polsce czyni loterię.
Obecnie sędziowie cały koszt strat kursowych przerzucają na banki. Nie zauważyli korzyści kredytobiorców ze wzrostu wartości nabytych nieruchomości. Zignorowali wartość pieniądza w czasie.
Jednym z wielu ubocznych skutków takiej a nie innej ewolucji linii orzeczniczej, jest m in. to, że ci z nas którzy zachowywali się racjonalnie, unikali kredytów walutowych, funkcjonowali na rynku, gdzie wylew kredytów walutowych znacznie przyspieszył wzrost cen nieruchomości.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Tutaj opinia, bo pytanie jest z kategorii moralnej nie ekonomicznej. Rolą instytucji finansowych jest zarządzanie ryzykiem, jeśli abdykują z tej roli - powinny ponosić surowe konsekwencje.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Część kredytobiorców była jak najbardziej świadoma ryzyka walutowego i zdecydowała się je ponieść, aby móc cieszyć się niższym oprocentowaniem.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
W dzisiejszym orzecznictwie zbyt łatwo ogłasza się abuzywność fragmentów umowy i na tej podstawie ogłasza nieważność całej umowy. To często dotyczy również elementów umowy w sposób oczywisty normalnych i poprawnych, które jednak zbyt często ocenia osoba o słabym wyrobieniu w tematach ekonomicznych/gospodarczych. To daje pokusę by klienci, których kredyty były zwyczajne/uczciwe/nie oszukańcze – również próbowali szczęścia w sporze z bankiem (zachęcani i wspomagani przez instytucje liczące na spore prowizje od wygrania takiej sprawy).
A to nie tu były i są prawdziwe problemy z umowami. Wypada wspomnieć od kiedy zaczęły pojawiać się odczucia klientów, że z kredytami jest coś nie fair i co konkretnie było głównym wtedy problemem. Jako początek tematu można wskazać problemy z osłabieniem wyceny złotego w drugiej połowie 2008 i początku 2009 roku. W części banków zaczęto na klientach (którzy i tak na koszcie obsługi kredytu oberwali osłabieniem złotego) wymuszać zakup dodatkowego zabezpieczania kredytu (koszt dochodził tu rocznie do wartości kilku miesięcznych rat i to już tych powiększonych). W skrajnie trudnej sytuacji byli klienci, którymi portfel kredytowy banków dopychano w drugiej połowie roku 2007 i pierwszej połowie roku 2008 – kiedy to złoty miał wręcz rekordowe wyceny (w porywach jedynie 3,20 za euro i poniżej 2,00 za CHF). W szczególnie trudnej sytuacji byli też klienci banków, wobec których zastosowano zbyt łagodne kryteria zadłużenia. Stare zasady, w myśl których obsługa kredytu nie może pochłaniać więcej jak 40% dochodu netto (a jak kredyt dziwny np. walutowy lub na zmienna stopę to nie więcej niż 30% - 35%), a kwota kredytu nie powinna przekroczyć 80% wartości nieruchomości - mocno erodowały - do nawet 80% dochodu netto i 120% wartości nieruchomości. Banki (profesjonalny uczestnik rynku z dobrym oglądem ryzyk) wypuściły na zbyt szerokie wody wielu klientów, którzy nie zdawali sobie sprawy jakie na siebie przyjmują zobowiązanie na dekady. Części banków wytykano też pewną manipulację ze spreadami (w okresie przed nazbieraniem puli kredytów różnice między kupnem a sprzedażą na poszczególnych walutach „na zachętę” utrzymywały na niskim poziomie – ale potem rozdmuchały je do niebotycznych wręcz rozmiarów). Ale akurat ten ostatni temat załatwiono/ukrócono stosownymi rozwiązaniami prawnymi (między innymi dopuszczając możliwość spłaty kredytu w walucie kredytu).
Dzisiejsze orzecznictwo nie doprowadza do wskazania i ukarania dawnych złych praktyk stosowanych na pewną skalę w części banków. Ono wali na oślep po całym sektorze bankowym. Nie wspomaga w precyzyjny sposób klientów, którzy faktycznie byli niewłaściwie potraktowani/poszkodowani przez banki, ale otwiera furtkę do powszechnego „odegrania się na bakach”, z której skorzystają też często osoby, które były przez banki traktowane właściwie.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Zmiana warunków kredytowych po zmaterializowaniu ryzyka jest sygnałem zachęcającym do pokusy nadużycia, co w przyszłości będzie dyskontowane w wyższej premii za ryzyko i większej niepewności.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Przyczyną upadku umów jest fakt, że banki stosowały w umowach kredytu walutowego tzw. klauzule spreadowe – przeliczenie kredytu i rat odbywało się, przynajmniej do czasu wejścia w życie tzw. ustawy antyspreadowej, według niekorzystnych bankowych tabel kursowych. Jednak to nie spready były przyczyną wzrostu rat kredytu, lecz osłabienie złotego.
Szacowane przez KNF koszty różnych rozstrzygnięć w zakresie kredytów walutowych ukazują głęboką nierównowagę między „winą” banków (klauzule spreadowe) a tym, jaką mają ponieść „karę” – zastąpienie abuzywnych klauzul spreadowych kursem średnim NBP, czyli faktyczne przywrócenie równowagi stron, kosztowałoby banki ok. 9 mld zł dla wszystkich kredytów, a upadek umowy bez zwrotu kosztu kapitału ponad 100 mld zł, czyli ponad 11 razy więcej.