08.04. 2021
Linki do odpowiedzi na pytania będą aktywne do czwartku 8 kwietnia.
Podwyższona inflacja oraz obniżone stop procentowe są pożądane dopóki na gospodarkę Polski wpływa szok pandemiczny.
Liczba respondentów: 27
Zdecydowanie tak
Tak
Nie wiem
Nie
Zdecydowanie nie
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Wydaje się, że pytane jest niedokładnie sformułowane. Pożądanym działaniem jest podwyższenie podaży pieniądza, co można uczynić m.in. obniżając stopy procentowe. Inflacja jest z kolei niepożądanym skutkiem tej zmiany, który może, ale nie musi nastąpić.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Łagodne przejście przez szok pandemiczny nie jest uzależnione od dostarczenia firmom i gospodarstwom domowym nisko oprocentowanego kredytu. Kluczowe jest zapewnienie odszkodowań dla firm, których działalność musiała zostać ograniczona. A także wsparcie dla osób bezrobotnych, którym trudno jest teraz poszukiwać pracy.
Podwyższona inflacja i obniżone stopy procentowe ułatwiają państwu finansować takie wsparcie. Ale rolą banku centralnego nie jest ułatwiać pozyskiwania funduszy dla rządu. Szczególnie gdy rząd mógł zawiesić wypłacanie 13-tych emerytur oraz, wspólnie z opozycją, dostosować reguły fiskalne do nadzwyczajnej sytuacji i ryzyka przekroczeczenia przez dług 60% PKB.
Utrzymujące się w Polsce od 2019 r. ujemne realne stopy procentowe mają niekorzystne efekty strukturalne. M. in. powodują nieuzasadnioną redystrybucję oraz podbijają ceny niektórych aktywów, m.in. nieruchomości. Podwyższona inflacja może przełożyć się na trwałą zmianę oczekiwań inflacyjnych.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Poziom stóp procentowych jest kwestią dyskusyjną - uważam za wysoce prawdopodobne to, że przy obecnych poziomach krótkoterminowych nominalnych stóp procentowych ich koszty (via wynik finansowy, kapitały własne sektora bankowego i jego zdolność kredytowania gospodarki niefinansowej) są większe od korzyści. Nie jest mi znana żadna kompleksowa ocena tego stanu rzeczy, pozostaję więc w ostatecznym rozrachunku agnostykiem.
Podwyższoną inflację - zakładając zakotwiczenie oczekiwań inflacyjnych i "podwyższony" poziom rozumiany jako górna połówka pasma dopuszczalnych odchyleń od celu (to nie musi trwać wiecznie, więc bank centralny musi zachowywać czujność) - uważam za korzystną okoliczność z kilku powodów: (1) sztywności nominalne (płac, cen i zobowiązań podmiotów gospodarczych); (2) większą niż w normalnych czasach niepewność pomiarową; (3) potencjalnie duże zaburzenie cen względnych (ze względu na (1) łatwiej o rynkową ich korektę przy wyższym wzroście średniego poziomu cen); (4) amortyzacja negatywnego szoku podażowego. Z drugiej strony, kombinacja silnej dezinflacji (czy wręcz deflacji) i negatywnego szoku do realnego PKB jest zapewne gorszym złem w tej sytuacji.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Dopóki covidowa niepewność nie ustępuje, NIECO podwyższona inflacja nie powinna być kluczowym zmartwieniem, może wręcz ułatwić firmom radzenie sobie z zaburzeniami. Ale już w 2022 jeśli ryzyko nawrotu pandemii wyraźnie zmaleje, wzrost gospodarczy będzie już mocno rozkręcony, a inflacja w tendencji wzrostowej, zbytnie zwlekanie z normalizacją polityki pieniężnej może być błędem i przynieść więcej problemów niż korzyści.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Obniżenie stop procentowych w reakcji na szok pandemiczny jest słuszne, jednak nie jest właściwą sytuacja, w której inflacji pozwala się na odejście od celu. Na razie jednak do tego nie doszło, inflacja jest w dopuszczalnym paśmie wahań. Gdyby miała dalej rosnąć, powyżej 3,5 proc. stopy należy podnieść beż względu na pandemię.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Polityka pieniężna powinna patrzeć w przyszłość a nie w przeszłość. Szok pandemiczny się kończy, oznaki ożywienia są wszędzie, prognozy mówią o bardzo dużym wzroście gospodarczym na całym świecie w tym w Polsce. Centralną częścią polityki pieniężnej jest kształtowanie oczekiwań a te powinny przeciwdziałać zakorzenieniu się wysokiej inflacji. Obecna praktyka idzie dokładnie w przeciwną stronę.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Dopóki pandemia ogranicza naszą gospodarkę, jest za wcześnie na podwyżki stóp. Podwyższona inflacja nie jest w tym momencie pożądana, ale jest pewnym złem koniecznym. Obecnie pożądanym działaniem ze strony RPP byłoby uwzględnienie ryzyka inflacyjnego w komunikacji i sygnalizowanie gotowości do podwyżek stóp, gdy tylko sytuacja pandemiczna się ustabilizuje. Negowanie istnienia wysokiej inflacji prowadzi jedynie do wzrostu oczekiwań inflacyjnych i spadku zaufania do RPP.
Co więcej, w obecnym kryzysie wysokość stóp ma przede wszystkim oddziaływanie psychologiczne. Ich obniżki, ani inne instrumenty dla banków (kredyt wekslowy) nie wygenerowały zwiększonej akcji kredytowej, która mogłaby wesprzeć wzrost gospodarczy. Podobnie umiarkowane podwyżki nie powinny doprowadzić do znacznego zacieśnienia dostępu do finansowania.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Przyzwolenie na podwyższoną inflację jest uzasadnione w sytuacji istnienia ujemnej luki popytowej. Obecna inflacja w dużej części spowodowana jest jednak narastającymi ograniczeniami podażowymi, w tym także tymi związanymi z pandemią. W takiej sytuacji istnieje wysokie ryzyko wzrostu oczekiwań inflacyjnych, które utrzymają szybki wzrost cen także w okresie post-pandemicznego boomu. Dlatego retoryka banków centralnych powinna być nakierowana na studzenie tych oczekiwań i podnoszenie oprocentowania dla średnio i długofalowych pożyczek, tak aby można było rozpocząć proces normalizacji polityki pieniężnej w momencie rozpoczęcia ożywienia.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
i) W teorii tak. Ułatwia relatywne dostosowanie cen. Stanowi powszechny podatek od oszczędności, co można uznać za sposób finansowania przeciwdziałania pandemii.
ii) W praktyce podwyższona inflacja często rośnie i rośnie, aż jej koszt przewyższa teoretycznie możliwe korzyści z łagodzenia skutków kryzysu.
iii) W Polsce oczekiwania inflacyjne przedsiębiorstw i konsumentów rosną już od pół dekady. Dane z Polski i świata sugerują dynamiczne odbicie gospodarek.
iv) Jest spore ryzyko, że ci którzy dziś zachwalają zalety inflacji niebawem będą tłumaczyć, że nie mieli na myśli tak wysokiej inflacji. Więcej inflacji dziś zmniejsza dolegliwość szoku COVID, ale tworzy koszty w przyszłości.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Polityka stóp procentowych jest nieadekwatna do zagrożeń inflacyjnych w Polsce. Podwyższona inflacja przy zerowych stopach wywołuje presję do alokowania oszczędności w innych aktywach i powoduje ryzyko nadmiernego wzrostu cen na tych rynkach, wywołuje też redystrybucję od biedniejszych gospodarstw domowych do bogatszych, które mogą sie lepiej chronić przed ujemnymi stopami procentowymi. Ponadto w średnim terminie, odroczony popyt, fundusze europejskiej mogą spotęgować presję na wzrost cen, a awersja polskich władz monetarnych do reakcji stanowi dodatkowy element ryzyka.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Nie. Mamy specyficzne uwarunkowania, w którym klasyczne podejście do polityki makroekonomicznej nie sprawdza się. Głównym elementem tej specyfiki jest bardzo silne zróżnicowanie sytuacji branż/sektorów (odzwierciedla to koncepcja odbicia w kształcie litery K) oraz powody tego zróżnicowania (mają one charakter strukturalny, a nie koniunkturalny). W tej sytuacji stopy procentowe są narzędziem nieefektywnym, gdyż nie rozróżniają tego dualizmu. Niskie (takie jakie mamy) stopy nie są w stanie wspomóc tych, którzy są w grupie silnie, strukturalnie dotkniętych przez kryzys, z kolei doprowadzają do „przegrzania” tam gdzie koniunktura jest dobra i wywołują negatywne skutki uboczne (np. wypychanie oszczędności gospodarstw domowych w spekulację; rynek nieruchomości, rynek kapitałowy). Rozwiązanie? Stopy procentowe na poziomie przed-COVID-owym w połączeniu z nieoprocentowanymi kredytami (z opcją umorzenia przy spełnieniu określonych warunków) dla branż strukturalnie dotkniętych przez COVID. Tego typu finansowanie powinno być zapewniane przez bank centralny (należący do niego „bad bank”), a nie rząd aby nie prowadzić do eskalacji zadłużenia publicznego.
Polityka stóp powinna być powiązana z utrzymaniem inflacji w celu, a procesy inflacyjne powinny być analizowane w szerokim kontekście, np. tego co dzieje się z cenami nieruchomości.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Niewątpliwie z perspektywy budżetu państwa inflacja stanowi jedno z narzędzi zwiększania dochodów podatkowych i obniżania ogromnego deficytu (choć nawet przy braku inflacji ten impuls fiskalny należy ocenić pozytywnie). Dodatkowo, z perspektywy polityki fiskalnej wyższa inflacja zmniejsza relatywny cieżar nieindeksowanych świadczeń społecznych (głównie 500+)
Co więcej, podwyższona nieznacznie inflacja może zwiększać skłonność do konsumpcji, o ile radykalnie nie zmniejszy się poziom dochodów. Zważywszy jednak, że w ostatnich latach nastąpił wyraźny wzrost poziomu realnych dochodów, wzrost inflacji nie jest aż tak dotkliwy, jak byłby jeszcze kilka lat wcześniej. Z drugiej strony, koszty wzrostu inflacji rozkładają się nierównomiernie i relatywnie najbardziej uderzają w osoby o najniższych dochodach, także za sprawą spadku realnej wartości świadczenia 500+. Dlatego należałoby analizować wzrost poziomu cen dla różnych grup dochodowych/koszyków zakupów.
Jednocześnie niskie stopy procentowe będą prowadzić do bańki na rynku nieruchomości, co wraz z bezrobociem pandemicznym wśród młodych będzie mieć istotne negatywne skutki dla szans rozwojowych najmłodszego pokolenia. Dodatkowo, niskie stopy nie stanowią (jak dotąd) raczej zachęty do inwestycji.
Podsumowując, zaznaczam "tak", ale z dużym poziomem niepewności.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Nie dostrzegam istotnych pozytywów płynących z podwyższonej inflacji, natomiast jej przedłużone występowanie niesie ze sobą ryzyko odkotwiczenia oczekiwań inflacyjnych konsumentów. W warunkach pandemicznych obniżone stopy procentowe również w ograniczonym stopniu wpływają na pobudzenie konsumpcji gospodarstw domowych oraz aktywności przedsiębiorstw – jedyne, co istotnie poprawiają, to warunki finansowania programów pomocowych rządu. Z drugiej strony, warunki kryzysu pandemicznego nie są też dobrym czasem na zacieśnianie monetarne. Należałoby jednak ponownie rozważyć zasadność istniejącego modelu opodatkowania aktywów instytucji finansowych, który w środowisku stóp procentowych bliskich zera szczególnie zakłóca funkcjonowanie systemu finansowego.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Na tle gospodarki światowej, Polska ma się nieźle: mamy bardzo niskie bezrobocie i optymistyczne prognozy wzrostu gospodarczego, więc NBP z całą pewnością ma przestrzeń na ewentualne podwyżki stóp procentowych. Z drugiej strony, inflacja jest relatywnie wysoka na tle ubiegłej dekady, tylko że ta ubiegła dekada jest tak w ogóle czasem rekordowo niskiej inflacji. W istocie aktualne trzy punkty procentowe to niewiele ponad cel inflacyjny sprzed recesji 2008 roku. W międzyczasie pandemii nie uda się opanować do czasu zaszczepienia większości Polek i Polaków, i wciąż stanowi zagrożenie dla gospodarki. Moim zdaniem, NBP powinien do końca roku prowadzić „gołębią” politykę i nie podwyższać stóp procentowych zbyt szybko, przynajmniej dopóki nie pojawią się projekcje inflacji wykraczającej poza jakieś 5%.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Trzeba pewnie najpierw zadać pytanie, w jaki sposób podwyższona inflacja i niskie stopy będą wpisywały się w równowagę polskiej gospodarki (lub jakiejkolwiek innej). Jeżeli miałyby generować gwałtowną wyprzedaż waluty, to pewnie nie byłyby pożądane. Wszystko zależy od kontekstu.
W polskim kontekście uważam, że odpowiedź na to pytanie powinna brzmieć TAK. Jeżeli jako "podwyższoną inflację" rozumiemy poziomy inflacji w okolicach 3-4 proc., a nie 5-10 proc., to zdecydowanie tak. Lekko podwyższona inflacja generuje wyższą dynamikę zysków firm, co przy niskich stopach procentowych powinno przyspieszyć ożywienie inwestycji. Jednocześnie ujemne realne stopy procentowe są lepszą formą redukcji zadłużenia niż oszczędności fiskalne, powodujące bezrobocie, lub niewypłacalności, powodująca osłabienie sektora finansowego.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie tak
Wśród ekonomistów nie ma jednoznacznej zgody na temat tego w jaki sposób pandemia wpłynie na inflację. W mojej opinii szok pandemiczny spowoduje podwyższenie inflacji, choć część tego efektu nie będzie widoczna we wskaźniku. Tłumaczę to zjawisko w tym podcaście: https://www.bankier.pl/wiadomosc/Wojciech-Paczos-dla-Bankier-pl-Inflacja-bedzie-wyzsza-Ale-to-nie-szkodzi-7957937.html
Inflacja jest szkodliwa dla gospodarki, w szczególności dlatego, że działa jak podatek regresywny - najbardziej uderza w najuboższych. To trudny moment dla polityki gospodarczej. Mimo wszystko, w mojej ocenie jest za wcześnie na podnoszenie stóp procentowych. Bank centralny może tolerować odrobinę wyższą inflację (do około 4-5%) ale tylko jeśli to nie zagrozi do zdektowiczeniem oczekiwań inflacyjnych. Jednocześnie potrzebny jest nowy policy-mix. Zanim nastąpi podwyżka stóp procentowych powinna nastąpić podwyżka podatków: pozwoli to osiągnąć podobny efekt ograniczenia nadwyżkowego popytu oraz jednocześnie poprawi (zamiast pogarszać) stabilność finansów publicznych.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Inflacja na pewno nie jest pożądana, ale jest ceną jaką trzeba zapłacić za pobudzanie gospodarki. Jednak cena to nie powinna być zbyt wysoka - trzeba szukać delikatnej równowagi miedzy podtrzymywaniem popytu a wzrostem cen. Trzeba też mieć na uwadze ryzyko wzrostu oczekiwań inflacyjnych i tym samym spirali płac i cen.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Inflacja na wiele sposobów hamuje wzrost gospodarki
•tPo pierwsze, pogłębia niepewność. Ponieważ jedne ceny mogą być zmieniane częściej, a inne rzadziej, zaburza relację cen poszczególnych towarów i usług, a tym samym utrudnia ocenę, co warto produkować, a czego nie. Obniżając wiarygodność rządzących i skłaniając ich do przedstawiania nierealistycznych planów jej ograniczenia, utrudnia przewidzenie, jak ceny będą rosły w przyszłości, a w efekcie – określenie własnych cen. W konsekwencji, skróceniu ulegają umowy. Trudniejsze staje się też przewidzenie, jakich odsetek zażądają wierzyciele i w jakim stopniu koszty, księgowane w cenach historycznych, będą pokrywały się z rzeczywiście poniesionymi nakładami. Wreszcie, ponieważ nie ma ekonomicznego uzasadnienia dla dopuszczania do wysokiej inflacji, może być ona traktowana przez ludzi jako sygnał nieobliczalności rządzących. Niepewność wywołana inflacją może skłonić część przedsiębiorców do odłożenia inwestycji. Inni zaś, podejmując decyzje o inwestowaniu, mogą popełniać więcej błędów niż w warunkach stabilności cen.
•tInflacja pogarsza jakość wydawania środków publicznych. Ministerstwo finansów, tworząc projekt budżetu, ponosi – podobnie jak przedsiębiorcy i gospodarstwa domowe – koszty związane ze zdobyciem informacji o kształtowaniu się cen poszczególnych towarów i usług oraz – dodatkowo – koszty sprawdzenia informacji przekazywanych przez dysponentów środków publicznych w poszczególnych dziedzinach, którzy mogą starać się wykorzystać inflację do uzyskania z budżetu dodatkowych środków.
•tInflacja utrudnia rozwój pośrednictwa finansowego. Zniechęca do trzymania oszczędności w pieniądzu, a w efekcie zmniejsza pulę środków, służących bankom do finansowania kredytów. Stanowi podatek nakładany na realną wartość funduszy własnych posiadanych przez przedsiębiorstwa, których zaangażowanie w inwestycje stanowi często warunek otrzymania kredytu. Spadek środków własnych przedsiębiorstw na skutek obciążenia ich podatkiem inflacyjnym może być pogłębiany przez ich własne decyzje mające na celu uchronienie się przed tym podatkiem. Inflacja zmniejsza nie tylko skłonność, ale i zdolność przedsiębiorstw do gromadzenia środków własnych, bo ogranicza zyskowność przedsiębiorstw. Jednocześnie, utrudniając bankom identyfikację zyskownych projektów, może skłaniać je do żądania od kredytobiorców sfinansowania większej części projektu ze środków własnych niż w warunkach stabilności cen.
•tInflacja stanowi podatek od posiadanej przez ludzi gotówki. Może też zwiększać inne ciężary podatkowe. Władze z opóźnieniem waloryzują limity ulg i odliczeń, czy wysokość progów podatkowych, lub nie robią tego wcale. Wymagają od przedsiębiorstw księgowania kosztów w cenach historycznych (co jest szczególnie dotkliwe w przypadku inwestycji, których koszty rozlicza się w ciągu kilku lat). Wreszcie, często opodatkowują całość dochodów z oszczędności (np. odsetki od depozytów bankowych), a nie tylko tę ich część, która pozostaje po zniwelowaniu spadku siły nabywczej oszczędności wywołanego inflacją.
•tInflacja zmusza ludzi do ponoszenia zbędnych wydatków. Z jednej strony, przedsiębiorcy, często zmieniając ceny, ponoszą koszty druku cenników, naklejania nowych cen na sprzedawane produkty, przekonania do zmiany cen klientów itp. Z drugiej strony, ludzie, chcąc się zabezpieczyć przed podatkiem inflacyjnym, muszą częściej zamieniać gotówkę na oszczędności i oszczędności na gotówkę, i ponosić koszty tych transakcji.
Ze względu na różny stopień przewidywalności inflacji (w różnych krajach i w czasie), a także różnice (i zmiany) np. w systemach podatkowych, wielkość kosztów, jakie powoduje inflacja może różnić się zarówno między krajami, jak również w danym kraju między poszczególnymi przedziałami czasu. Jednak zawsze jest zjawiskiem kosztownym.
Podobnie, stopy procentowe bliskie zera szkodzą wzrostowi gospodarki.
•tPo pierwsze, przy stopach procentowych bliskich zera, bankom komercyjnym nie opłaca się rozwijać akcji kredytowej. Opłaca się im natomiast odnawiać kredyty dla nieefektywnych firm, bo nie muszą wtedy wykazywać, że kredyty te są nie do odzyskania. Odpisanie ich w straty zmuszałoby banki do zabiegania u inwestorów o dodatkowy kapitał wymagany przez regulatora, a nie są one w stanie zapewnić im wystarczających zysków. Kredytowa kroplówka dla nieefektywnych firm prowadzi do rosnącej „zombifikacji” gospodarki. Dużo mniej przedsiębiorstw wychodzi z rynku. To jednak utrudnia nowym podmiotom wejście na rynek. Mają one bowiem mniejsze szanse na przejęcie istniejącego majątku produkcyjnego, który w całości jest uwięziony w od dawna działających firmach. Muszą więc kupować zupełnie nowe maszyny, jak również wyciągać pracowników z istniejących firm. I jedno i drugie jest drogie. Na wielkie znaczenie dla innowacyjności gospodarki przesuwania zasobów od mniej do bardziej efektywnych firm („kreatywna destrukcja”) zwracał uwagę Schumpeter. Mniej wejść i wyjść zwiększa znaczenie innowacji we wcześniej powstałych firmach, ale one nie są w stanie skompensować skutków zombifikacji dla innowacji gospodarki. Albowiem innowacje są zwykle wprowadzane albo przez nowe podmioty, albo pod presją konkurencyjną z ich strony. Zombifikacja jest formą miękkiego ograniczenia budżetowego, które osłabia rynkową konkurencję, co sprawia, że innowacje są mniej potrzebne firmom obecnym na rynku.
•tPo drugie, politycy, zwłaszcza o populistycznym nastawieniu, będą odsuwać pro-wzrostowe reformy, by nie narażać się rozmaitym grupom, jeśli mogą liczyć na tanie finansowanie. Ale bez reform istotna poprawa sytuacji gospodarczej nie może nastąpić, bo jest hamowana m.in. przez firmy „zombi” i przez inne bariery, np. antyrynkowe regulacje rozmaitych sektorów, zdeformowany system podatkowy, nadmierną i chaotyczną legislację. Istnieje wiele badań empirycznych potwierdzających, że możliwość taniego finansowania wydatków państwa opóźnia niezbędne reformy. Opóźnienie to często jest przy tym na tyle duże, że prowadzi do kryzysu. Dopiero odcięcie od finansowania wymusza na rządzących wprowadzenie reform.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
To powinny być dwa różne pytania (albo może nawet ich więcej).
Podwyższona inflacja nie jest pożądana. Nawet jeśli czasem wskazuje się, że daje ona szansę na wprowadzanie pewnych dopasowani w gospodarce (zwłaszcza w zakresie zmniejszania realnej płacy).
Mamy obecnie inflację kosztową. Silnie pędzoną - wprost lub pośrednio - działaniami administracji. Utrzymuje się na tyle długo i na poziomie na tyle wysokim, że grozi to obecnie wzrostem sentymentu do powszechnego wprowadzania systemów rewaloryzacyjnych we wszystkich aspektach życia gospodarczo społecznego. A jak warto przypomnieć - inflację można uznać za znikoma jeśli uczestnicy życia gospodarczego nie uwzględniają jej powszechnie w swoich decyzjach (nie zakładają potrzeby stosowania rewaloryzacji). Jesteśmy bliscy wejścia w powszechne mechanizmy rewaloryzacyjne, a to prosta droga na zakotwiczenie inflacji na podwyższonym poziomie.
Obniżone ponad miarę stopy procentowe to efekt tak pandemii jak i obecnego (w polityce głównych banków centralnych świata) od wielu lat utrzymywania niekonwencjonalnie nisko stóp podstawowych. My jako my utrzymując je potencjalnie wyraźnie wyżej niż inni - nastawilibyśmy się na dodatkowe ryzyka, tracili pewne szanse. Stąd i dopasowanie u nas. Jest ono też ważne i potrzebne z powodów walki z pandemią.
Trzeba jednak pamiętać, że zaniżone stopy to równocześnie element wykonywania pokaźnego transferu środków od deponentów do kredytobiorców (nieotrzymane przez deponentów odsetki, niższe niż powinny odsetki zapłacone przez kredytobiorców). Te transfery to nawet kilkadziesiąt miliardów zloty rocznie (czyli są porównywalne skalą z wpływami z daniny takiej jak CIT czy PIT). Jeśli miałyby utrzymać się dłużej, mogłyby zmienić istotnie postrzeganie świata przez deponentów. I wywołać dość silnej reakcje – np. wycofanie sporej części środków z banków i przeznaczenie ich na konsumpcję lub utrzymywanie ich poza bankami (w gotówce, kruszcach, nieruchomościach).
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Wpływ tych zjawisk jest bardzo różny, więc nie mogę odpowiedzieć jednoznacznie.
Podwyższona inflacja cen nie jest korzystna jeśli wiąże się ona z niższą wartością płac realnych. Z drugiej strony, inflacja płac jest jak najbardziej pożądana w obecnych warunkach aby zapewnić ożywienie gospodarki poprzez wzmocnienie popytu ogólnego.
Podobnie, wpływ niskich stóp procentowych nie jest jednoznaczny. Z jednej strony jest on korzystny, gdyż przekłada się na większe możliwości rozszerzania deficytu publicznego, który konieczny jest aby wesprzeć społeczeństwo i gospodarkę w obliczu pandemii (zgodnie nawet z zaleceniami MFW). Z drugiej strony, badania wykazują, że luzowanie pieniężne, które zostało wprowadzone po kryzysie 2007 r. przyczyniło się do wzrostu nierówności majątkowych, bo podniosło ono ceny aktywów finansowych, których własność jest silnie skoncentrowana wśród najbogatszych gospodarstw domowych (Claeys et al. 2015). W tej sytuacji, banki centralne powinny odnieść się wpływu ich działań na potencjalne pogłębienie nierówności majątkowych po pandemii.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Choć luźna polityka ma sens, to nie powinna prowadzić do podwyższonej inflacji. Inflacja powyżej celu inflacyjnego może doprowadzić do zakotwiczenia oczekiwać inflacyjnych na zbyt wysokim poziomie, co utrudni powrót do niższej inflacji, zwłaszcza jeśli bank centralny straci wiarygodność instytucji realizującej swoją strategię (celu inflacyjnego).
Stopa bezrobocia w Polsce jest historycznie niska podczas pierwszej od trzech dekad recesji – jest to zapowiedź wyczerpania się modelu rozwoju polskich firm opartego o wysoką podaż relatywnie taniej pracy.
Liczba respondentów: 27
Zdecydowanie tak
Tak
Nie wiem
Nie
Zdecydowanie nie
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Być może jest to sygnał zmiany. Niemniej możliwe jest również, że przyrost bezrobocia został opóźniony przez programy rządowe, których elementem było utrzymanie zatrudnienia w sektorze prywatnym.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Zagrożeniem dla modelu jest przede wszystkim sytuacja demograficzna.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Niska stopa bezrobocia w 2020 r. była przede wszystkim celem polityki gospodarczej (większość instrumentów wsparcia przedsiębiorstw warunkowano utrzymaniem zatrudnienia ma niezmienionym poziomie), a do złamania prawa Okuna przyczyniły się prawdopodobnie również nawis niezapełnionych wakatów z okresu przedpandemicznej ekspansji oraz elastyczność krańcowej podaży pracy (imigrantów, pracujących emerytów i studentów, etc.). To, że przyrost podaży pracy był w ostatnich latach znaczący i Polska korzystała z dywidendy demograficznej, nie ulega wątpliwości. To, jak bardzo będzie się to zmieniać w przyszłości, zależy w tej chwili głównie od polityki migracyjnej i bodźców wbudowanych w system emerytalny. Związek tych kwestii z ceną czynnika pracy jest moim zdaniem iluzoryczny i przypadkowy - "tania siła robocza" to w kontekście rozwojowym po prostu synonim niskiego PKB per capita względem krajów rozwiniętych
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Tak, ten model wciąż działa, ale stopniowo się wyczerpuje. Ale warto odnotować, że zmienność bezrobocia w 2020 byłaby większa gdyby nie kilka zjawisk, które nieco zaciemniły obraz faktycznych zmian na rynku pracy: 1) ucieczka do nieaktywności zawodowej, 2) przepływ z etatów do samozatrudnienia w rolnictwie, 3) odpływ migrantów zarobkowych. Gdyby nie te czynniki, stopa bezrobocia w trakcie ub.r. mogłaby być przejściowo wyższa o niemal 2 pkt proc.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Zapowiedz końca byłaby wtedy, gdyby koszty pracy zbliżyły się do tych w najbogatszych gospodarkach UE. Póki to nie nastąpi, nadal istnieją możliwości konwergencji przez naśladownictwo (przyciąganie zagranicznych firm lub kopiowanie ich rozwiazań), stopa bezrobocia niska nie ma tu nic do tego. Przy niskim bezrobociu wzrost gospodarczy będzie niższy, bo wyczerpały się najprostsze ekstensywne rezerwy, ale to nie koniec modelu rozwojowego.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Nie - luka płacowa wobec zachodu jest nadal bardzo duża, a polityka pieniężna preferująca słabego złotego sprzyja obniżaniu płac w Polsce. Zarazem kluczowym warunkiem sin equa non stabilnego rozwoju jest imigracja uzupełniająca luki na rynku pracy w taki sposób by przedsiębiorcy oraz system finansów publicznych mogli się dostosować. Badania mówią wyraźnie - przy starzejącym się społeczeństwie dynamika produktywności oraz innowacyjność firm spada, a więc potrzebujemy imigrantów. Konwergencja płac musi podążać za produktywnością i być wzmacniana stopniową, nominalną aprecjacją złotego (wyższa inflacja niż w - obecnej - strefie euro zadziała tak jeśli wejdziemy do eurozony - po odpowiednio sparametryzowanym kursie - lub zakotwiczymy kurs PLN względem EUR - po tym samym kursie - natomiast w wypadku kursu płynnego tylko może tak zadziałać bo ryzyko suwerenne będzie mechanizm aprecjacyjny osłabiać)
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie tak
Już w 2022 r. wrócimy do sytuacji sprzed pandemii - główną barierą działalności dla przedsiębiorców będzie niedostateczna podaż pracy. Procesy demograficzne są w tym zakresie nieubłagane, a na ich odwrócenie za pomocą wyższej dzietności (do czego jedyną drogą jest realna poprawa pozycji społecznej i zawodowej kobiet, a nie transfery) jest niemożliwe - już obecne roczniki potencjalnych matek są zbyt mało liczne. Jednocześnie nie możemy łatwo zastąpić drożejącej pracy automatyzacją -ze względu na krótkowzroczną politykę energetyczną mamy i będziemy mieć jedne z najwyższych kosztów prądu w Europie. Aby zapobiec negatywnym skutkom kurczenia się społeczeństwa dla gospodarki (zarówno po stronie podażowej, jak i popytowej) konieczne jest przyjęcie racjonalnej polityki migracyjnej, nastawionej na ściąganie długoterminowych migrantów o najbardziej deficytowych kwalifikacjach, np. na wzór Kanady.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Ten model wyczerpał się już dekadę temu. Polska siła robocza nie jest już tania, w tym także ze względu na mało progresywny klin podatkowy. Obecny model wzrostu ma charakter intensywny, tj. wzrost efektywności wykorzystania siły roboczej na poziomie mikro (lepsze uzbrojenie techniczne pracy) i makro (relokacja pracowników z branż o niskiej wydajności do branż o wysokiej wydajności), a nie ekstensywny, czyli zwiększania liczby relatywnie tanich pracowników. Wzrost liczby pracujących w latach 2010-2019 wyniósł zaledwie 5,8%. W tym samym czasie PKB urósł w ujęciu realnym wzrósł o 36,8%.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Miarodajność odczytu bezrobocia spada w obecnych warunkach.
Ale warto uznać bezprecedensowo niskie bezrobocie za delikatne ostrzeżenie:
- obserwować należy zwłaszcza mniej wydajne firmy zwłaszcza te zatrudniające do 10 osób oraz
- wdrożyć politykę obliczoną na przyciągnięcie długoterminowych imigrantów (w miejsce obecnej krótkookresowej imigracji rotacyjnej).
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Niska stopa bezrobocia to w dużej mierze efekt problemów strukturalnych na rynku pracy. Liczba pracujących w sektorze prywatnym jest nadal niż o ok. 180 tys. osób niż przed kryzysem. Ten spadek został skompensowany przez wzrost samozatrudnienia, w tym sztuczny wzrost samozatrudnienia rolnictwie. Ale najważniejszym problemem jest kryzys demograficzny malejąca liczba osób w wieku produkcyjnym, starzenie się społeczeństwa, niski wiek emerytalny. W ostatnim okresie było to kompensowane napływem migrantów ze wschodu. Jednak proces napływu spowolnił. Szansą na utrzymanie trendu migracji mogłaby być kompleksowa, aktywna polityka migracyjna. Jednak może to tylko łagodzić negatywne trendy demograficzne. Konieczne jest inwestowanie w kapitał ludzki, zwiększanie produktywności przy tak silnym ograniczeniu podaży pracy.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Nie wiem. Na krótką metę tak - demografia sprawia, że w najbliższych latach co roku liczba osób w wieku produkcyjnym będzie się kurczyć o 250-300 tys. (dokonane w 2017 roku przywrócenie niższego wieku emerytalnego proces ten przyspieszyło), prowadząc do napięć na rynku pracy. W średniej i dłuższej perspektywie kluczowe będą jednak zmiany wywołane przez przyspieszoną automatyzację i robotyzację gospodarek po pandemii (efekt relatywnej atrakcyjności cenowej kapitału w stosunku do pracy). Jeśli nie zapewnimy dostosowania kompetencji (a badania wykazują olbrzymie braki w zakresie nowoczesnych kompetencji, np. cyfrowych), to może się okazać, że część gospodarki będzie mogła/musiała nadal funkcjonować w oparciu o relatywnie tanią pracę (wówczas gospodarka jako całość będzie funkcjonować w sytuacji dużego zróżnicowania produktywności i wynagrodzeń).
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Problem podaży pracy w Polsce jest zauważalny od dawna i pandemia go wyraźnie nie przyśpieszyła. Co prawda mamy najprawdopodobniej do czynienia z rosnąca szarą strefą i rosnącym bezrobociem wśród młodych, ale można zaryzykować hipotezę, że czasem nie podejmują oni pracy, zwolnione ostatnio w części przez imigrantów z Ukrainy, ze względu na niskie wynagrodzenie/złe warunki pracy.
Przedłużający się kryzys pandemiczny i niepewność mogą skutkować zmniejszeniem podaży pracowników zagranicznych, a tym samym wymusić na firmach inwestycje. Wydaje się jednak, że w sytuacji niepewności proces ten będzie odwlekany, choć w mojej opinii nie ma już opcji powrotu do strategii niskich kosztów pracy.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Eliminacja bezrobocia w Polsce, jaka nastąpiła na przestrzeni ostatniej dekady, nie jest równoznaczna wyczerpaniu niewykorzystanych zasobów podaży pracy. Nie zapominajmy, że biernych zawodowo pozostaje aż 5,8 mln osób w wieku pracującym, z czego co najmniej ok. 2 mln mogłoby potencjalnie zasilić nasz rynek pracy. W ostatnich latach stopa bezrobocia wielokrotnie spadła poniżej poziomu NAWRU szacowanego m.in. przez NBP, a mimo to płace – choć w pewnych okresach dynamicznie rosnące – wcale nie eksplodowały. Mimo negatywnych tendencji demograficznych, istnieje zatem możliwość zwiększania podaży pracy w średnim terminie, zwłaszcza w przypadku ułatwienia dostępu do naszego rynku pracy dla cudzoziemców. Równolegle stopniowo będą rosnąć produktywność i płace, czemu sprzyjałoby przesunięcie struktury zatrudnienia w kierunku bardziej wydajnych sektorów i klas wielkości przedsiębiorstw.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Najbardziej to odczują mniejsze firmy, o niższej wydajności pracy, które są przede wszystkim firmami krajowymi. Dla większych podmiotów zmiana nie będzie tak duża.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Wydaje mi się, że samo niskie bezrobocie nie zmusi firm do szybkich podwyżek płac. Doświadczenie państw Zachodu pokazuje, że zależy to od struktury rynku pracy, w dodatku nie musi przebiegać równomiernie we wszystkich jego segmentach. Dobry przykład to USA, gdzie szybki wzrost miejsc pracy w poprzedniej dekadzie zbiegł się z postępującą „uberyzacją” gospodarki, efektem czego średnie realne wynagrodzenie pracowników z „dolnej” połowy piramidy zarobków prawie się nie zmieniło.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Polska jest wciąż tanim krajem dla zagranicznych inwestorów. Płace w relacji do realnej wydajności (a tak sytuację analizuje inwestor - ile nominalnie musi zapłacić vs ile produktów realnie z tego dostanie, które sprzedaje na całym świecie) są wciąż niskie. To jest istotny czynnik wpływający na napływ kapitału do Polski i tym samym transfer technologii. Nie sądzę, by to się szybko wyczerpało. Co nie zmienia faktu, że wyższy wzrost płac wymusza szybszą modernizację firm. To na pewno.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
"Model rozwoju oparty na taniej pracy" to w pewnym sensie mit. Od ceny pracy większą rolę w rozwoju polskiej gospodarki odgrywa fakt, że jej produktywnośc wciąż rośnie. Dla przyszłego rozwoju polskiej gospodarki i polskiego dobrobytu kluczowe jest utrzymanie tego trendu wzrostowego.
Istotnie, w mojej ocenie ten wzrost jest obecnie zagrożony. Wynika to ze słabego systemu edukacji powszechnej i bardzo taniego systemu ochrony zdrowia. Dla przyszłości polskiej gospodarki kluczowe są inwestycje w edukację i ochronę zdrowia.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Nie sądzę, aby niska stopa bezrobocia (nie wiadomo jak długo) bylą wystarczająco silnym bodzcem do istotenej zmiany modelu rozwoju firm. Znacznie więcej zależy od tego, czy firmy będą inwestować w nowoczesne technologie i zmieniać strukturę produkcji tak, aby wyższy był udział produktów i usług zazawansowanych, o wysokiej wartości dodanej. Brak pracowników o odpowiednich umiejętnościach może być w tym przypadku ograniczeniem.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Jest to zapowiedź nie tyle wyczerpywania się określonego modelu wzrostu (skądinąd fałszywie opisanego w pytaniu), co problemów z utrzymaniem wzrostu w Pl w ogóle. Wieloletnie prognozy wskazują, że Polska za około 15-20 lat przestanie gonić kraje najzamożniejsze. W efekcie, zamiast piąć się w rankingach zamożności znowu zacznie się w nich osuwać. Według OECD do 2050 roku staniemy się 4. najbiedniejszym krajem OECD (obecnie zajmujemy miejsce o 3 pozycje lepsze). Będziemy wyprzedzać tylko Meksyk, Chile i Grecję.
Wyhamowanie wzrostu polskiej gospodarki będzie w dużym stopniu skutkiem starzenia się ludności. W jego wyniku będzie kurczyć się liczba mieszkańców, ale szybciej niż ona będzie spadać liczba osób w wieku produkcyjnym. Z kolei szybciej niż liczba osób w wieku produkcyjnym będzie zmniejszać się liczba pracujących. Ta ostatnia będzie spadać najszybciej, gdyż najsilniej zmniejszą się te roczniki, w których jest się najbardziej aktywnym.
Zmniejszenie odsetka pracujących w wieku produkcyjnym będzie negatywnie odróżniało nasz kraj od większości innych państw członkowskich Unii Europejskiej. Pod względem jego poziomu spadniemy z 15 na 24 miejsce w UE. Niższy niż w Polsce będzie on tylko w Rumunii, Bułgarii i Włoszech.
Niedostatek rąk do pracy będzie z kolei zniechęcać do inwestowania. Po co inwestować w nowe zdolności wytwórcze, skoro trudno znaleźć pracowników do obsługi istniejących?
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Niskie - stopa bezrobocia i liczba bezrobotnych - nie świadczą o tym, że nie ma w gospodarce dostępnych zasobów pracy. Mamy bardzo liczną populację biernych zawodowo. Część z nich nie pracuje, bo mamy niemądrze ustawione przepisy (a to można zmienić). Część nie pracuje, bo rynek pracy nie jest dopasowany do tego jak mogą oni świadczyć pracę (a to też można zmienić). Jeśli by uruchomić około 20% biernych zawodowo w wieku produkcyjnym i kilka - kilkanaście procent pozostałych biernych, można by zwiększyć liczbę pracujących o 10% (czyli 1,6 mln osób). Dodatkowo wciąż możemy liczyć na napływ na nasz rynek chętnych z bliskiej zagranicy. Zapotrzebowanie na wzrost zatrudnienia o 1-2% rocznie (160 – 320 tys. osób) może być bez problemu realizowany tym kanałem.
Problem z taniością naszej pracy jest gdzie indziej. W publicznym dyskursie wciąż i wciąż króluje zapewnienie (robione przez licznych analityków, komentatorów, naukowców – ale nie producentów), że robimy i będziemy robić tanio. To ucina jakikolwiek dyskurs z odbiorcami naszych towarów i usług o podwyższeniu ich tolerancji na wyższe koszty i zgodę na wypracowanie u nas wyższych marż. Nasz sukces na rynkach międzynarodowych opiera się na wysokiej jakości wytwarzania, elastyczności dostaw, pomysłowości (wszędzie tam gdzie jest ona dopuszczona). Inni dostawcy (choćby z Belgii, Włochy Hiszpanii, Holandii) mając takie atuty oczekują tolerowania wyższych kosztów wytwarzania i zagwarantowania przyzwoitych marż za wytwarzanie (i te oczekiwania są spełniane). A za naszych producentów ktoś naobiecywał i obiecuje wciąż „że będzie tanio”. W dodatku od trzech dekad nie mamy ani pomysłu jak, ani nawet świadomości że trzeba – walczyć o sympatię przeciętnego konsumenta zagranicznego do Polski, a więc i producentów i wyrobów z Polski. Nie ma wiec mowy o wyrwaniu się z wpływu obcych pośredników czy organizatorów pracy. Nie my sterujemy przepływami. Nie możemy samodzielnie wykonywać przepływów. A profesjonalni organizatorzy przepływów doskonale wiedząc o naszej jakości i tak zbiją nam koszty i marże, bo konsument z ich krajów o nasze towary się nie upomni gdyby ich zabrakło (zazwyczaj nie ma świadomości że masowo konsumuje nasze).
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Niska stopa bezrobocia nie jest jedynym wskaźnikiem, na podstawie którego formułowane powinny być wnioski o sytuacji na rynkach pracy. Liczy się również:
- jakość pracy (tzn. jakie są perspektywy dla rozwoju siły roboczej na umowach trwałych vs. krótkoterminowych, zwłaszcza pod względem uczenia się w pracy i dostępu do zaplecza socjalnego);
- poziom płac i ich wzrost (co określa poziom popytu ogólnego, który jest głównym motorem wzrostu gospodarczego);
- stopa bierności zawodowej (która wzrosła wskutek pandemii, zwłaszcza wśród kobiet i osób młodych).
Istotne jest również, aby spojrzeć na różnorodność bezrobocia pomiędzy różnymi grupami społecznymi (mieszkańcy wsi – mieszkańcy miast; kobiety – mężczyźni; osoby poniżej 25 l. – osoby w średnim wieku).
Uważam też, że powinniśmy przemyśleć czy wysoka podaż relatywnie taniej pracy jest faktycznie głównym budulcem rozwoju polskich firm. Nie jest to strategia wzrostu, która może przynosić korzyści pod względem rozwoju i innowacji w dłuższym okresie, gdyż nie zapewnia ona długotrwałych perspektyw popytu, który podtrzymywał by innowacyjne inwestycje w długim okresie.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Tylko w tym sensie, że podaż pracy będzie mniejsza. Nie będzie jednak droższa, bo płace rosną dzięki wzrostowi produktywności pracy, a nie od tego, że zaczyna brakować rąk do pracy. Od tego mogą raczej spadać, bo zmniejsza się przestrzeń do specjalizacji i podziału pracy.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Trudno doszukać się związku, bo skoro "wyczerpuje się" taki model rozwoju to oznaczałoby mniejszy popyt na osoby o niskich kwalifikacjach, a te przecież są najbardziej podatne na bezrobocie.
Szybki powrót dynamicznego wzrostu w USA oraz wysokie tempo szczepienia w USA i Wlk. Brytanii sugeruje przewagę instytucji angloamerykańskich nad Euro-kontynentalnymi.
Liczba respondentów: 27
Zdecydowanie tak
Tak
Nie wiem
Nie
Zdecydowanie nie
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Znaczenie w tym przypadku ma wiele elementów, głównie dotyczących polityki ograniczania działalności przedsiębiorstw, dostępność szczepień itd.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Dwie obserwacje nie są wystarczające do wyciągania wniosków. Choć trudno nie zauważyć, że Unia Europejska mogła wykazać się wyższą skutecznością w pozyskiwaniu szczepionek. Jednakże porównując skuteczność instytucji warto zwrócić uwagę na bardzo wysoką śmiertelność w Wlk Brytanii podczas pierwszej i drugiej fali.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Nie sądzę, aby pandemia rzucała dużo światła na stary spór o wyższość modelu euro-kontynentalnego kapitalizmu nad modelem anglosaskim. Wolny start szczepień w UE wymaga naturalnie wyjaśnienia i rozważenia, jaki proces decyzyjny do tego doprowadził, ale tutaj podłoże jest prawdopodobnie takie, jak przy niechęci europejskiej klasy politycznej do bardziej zdecydowanego rozluźniania polityki fiskalnej, podobnego do tego, które się dokonało i wciąż dokonuje w Stanach Zjednoczonych. Wysoka awersja do ryzyka wśród europejskich elit politycznych (bo do tego się to sprowadza) jest moim zdaniem niezależna od instytucji rynku pracy czy systemu sądownictwa - a przynajmniej nie spotkałem się z argumentem, który uznawałby istniejące w różnych krajach konstelacje instytucji za konieczne.
Dodatkowo, ograniczenie przedmiotu porównania do wzrostu PKB i dotychczasowego tempa szczepień mocno spłyca ocenę odpowiedzi na pandemię i pandemiczną recesję. USA i Wielka Brytania prawdopodobnie skończą z wyższymi odsetkami zgonów nadwyżkowych niż UE. W tych aspektach polityki zdrowotnej i gospodarczej, gdzie decydujące znaczenie miały decyzje podejmowane na szczeblu krajowym, zróżnicowanie efektów / rezultatów wewnątrz UE jest wielokrotnie większe niż między UE i USA oraz między stanami USA.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Udzielona
odpowiedź:
Tak
Anglosaskie rynki pracy wracają do równowagi szybciej po każdym szoku. Wzrost bezrobocia jest tam gwałtowniejszy, ale potem spadek następuje szybciej. Nie zdarza się 10 lat z kilkunastoprocentowym bezrobociem. Ale to było wiadomo przed pandemią. Zakup szczepionek wolniej w UE to fakt o dużym znaczeniu propagandowym, ale nie nadinterpretowalbym go, w innych obszarach np. ryzyka klimatycznego UE działa szybciej.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Nie - to głównie pochodna lepszej bazy produkcyjnej w USA i niewielkiego rozmiaru UK. Polityka gospdoarcza Bidena jest wręcz polityką wzorowaną na UE. W jakimś sensie Bidenomika oznacza upadamnianie się USA do UE a nie odwrotnie. Natomiast system europejski - z racji podziałów wewnątrz UE - jest mniej decyzyjny niż USA (pod warunkiem spójnej większości w Izbie i Senacie USA oraz prezydenta z tej samej opcji). Inny wynik wyborów do Senatu w USA spowowodałby inną, mniej wydolną w krótkim okresie, politykę amerykańska. EU dogaduje się międzyrzadowo co wymaga kompromisów dlatego np. pakiet stymulacyjny w UE jest mniejszy i inaczej skonstruowany niż w USA.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Nie można wysnuwać takich wniosków na poziomie dwóch tylko wskaźników, oderwanych od całościowej oceny sytuacji gospodarczej i społecznej.
Podejście do programu szczepień, przede wszystkim wcześniejsze dopuszczanie preparatów do użytku, to niewątpliwie dobra decyzja władz brytyjskich i amerykańskich. Unia popełniła tu znaczący błąd.
Jeżeli chodzi o wskaźniki gospodarcze, to USA mają zupełnie odmienny model, nastawiony na większą elastyczność, co oczywiście prowadzi do głębszych zapaści i bardziej dynamicznych wzrostów. To m.in. efekt większej elastyczności prawa pracy i słabszego systemu ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych. Nie uważam, żeby był to model wart naśladowania w Europie, bo wśród jego skutków ubocznych należy wymienić niższą oczekiwaną długość życia, wyższą śmiertelność okołoporodową niż średnie wskaźniki dla UE.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Stwierdzenie zawiera dwa poważne błędy. Po pierwsze, wnioskowanie na podstawie pojedynczej przesłanki o wyższości jednego modelu instytucjonalnego nad drugim. Posługując się tą samą przesłanką powinniśmy uznać, że najlepsze instytucje mają Chiny. Po drugie, nie ma uniwersalnie "lepszego" modelu instytucjonalnego. Są tylko modele instytucjonalne bardziej spójne (o wyższym stopniu wewnętrznej komplementarności) i mniej spójne. Wprowadzenie w Europie amerykańskiej czy chińskiej polityki szczepień skończyłoby się prawdopodobnie poważnym kryzysem społecznym i politycznym.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie tak
Wynik szczepień w USA i UK jest oczywisty. Sukcesy Australii i Nowej Zelandii w ograniczeniu COVID – owszem wyspy na końcu świata – ale wiele podobnych terytoriów sobie tak dobrze nie poradziło.
Angloamerykanie szybciej wykonują dostosowania strukturalne i są bardziej innowacyjni.
Być może przewaga Angloamerykanów ma źródło w angloamerykańskim otoczeniu instytucjonalnym, które pozwala decydentom publicznym na podejmowanie większej dozy ryzyka. Większa rozliczalność władzy prawdopodobnie prowadzi do większego przyzwolenia społecznego na niestandardowe decyzje.
Udzielona
odpowiedź:
Tak
To pokazuje większą elastyczność tych instytucji. Przykładowo rynek pracy silnie zagregował w USA w czasie lockdownu jednak proces normalizacji przebiega szybciej niż w strefie euro. Jednak zagrożeniem dla modelu USA jest przeskalowany pakiet Bidena oraz zapowiedzi ew. wzrostu podatków.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Nie. Nie można wyciągać tak daleko idących wniosków w oparciu o jeden parametr. Tym bardziej, że patrząc z perspektywy całego minionego roku zarządzanie pandemią w USA i Wlk. Brytanii pozostawiało wiele do życzenia. Natomiast można oczekiwać, że w bardziej elastycznym modelu anglosaskim szybciej dokonają się dostosowania strukturalne (zmiany w strukturze branż, zmiany relacji pracy/kapitału, przyspieszenie wzrostu produktywności) związane z trwałym wpływem pandemii. Inna sprawa, że jeśli zabraknie właściwej polityki społecznej może to prowadzić do licznych napięć.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Pytanie zawiera w sobie dwa problemy. Kwestia szczepień uzależniona jest nie tylko od czynników instytucjonalnych, ale także od bieżących czynników natury politycznej i trudno wskazywać w tym obszarze na systemowe przewagi np. Wielkiej Brytanii nad UE.
Co do kwestii odbicia gospodarczego, z mojej perspektywy kluczową rolę orgrywa stabilność/zrównoważenie systemu gospodarczego oraz bezpieczeństwo ekonomiczne obywateli. Z tej perspektywy trudno stwierdzić, że USA gwarantują lepsze ochronę interesów ekonomicznych obywateli, choć niewątpliwie ogromną zmianą są zarówno czeki wysyłane przez administrację prezydenta Trumpa, jak i ogromny, bezprecedensowy pakiet wsparcia, uruchomiony przez administrację prezydenta Bidena. Nie można wykluczyć, że w USA rozpoczyna się proces zmiany filozofii polityki gospodarczej na bliższą europejskiej, co jeszcze bardziej utrudnia jednoznaczną odpowiedź na to pytanie.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
To chyba byłby zbyt daleko idący wniosek. Szybszy postęp szczepień w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii to po części również skutek tego, że kraje te w większym stopniu niż Unia Europejska praktykowały „szczepionkowy nacjonalizm”, kontrolując eksport szczepionek i strukturę kapitałową konsorcjów wprowadzających je na rynek, a nie np. efektywniejszej organizacji procesu szczepień. Wysokie tempo szczepień i skala Planu Bidena sprawiają natomiast, że możemy oczekiwać szybszego odrodzenia aktywności ekonomicznej w USA.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Przez rok pandemii wyniki kto sobie radzi lepiej/gorzej już kilkukrotnie się zmieniały (np. entuzjastyczne oceny jak PL i kraje regionu dobrze sobie poradziły z pierwszą falą, ale z drugą poradziły sobie znacznie gorzej). Z rzetelną, całościową oceną pewnie jeszcze kilka lat, choć gdybym miał teraz obstawiać, to pewnie zgadywałbym, że Skandynawia czy USA najszybciej nadrobią straty po pandemii.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
To prawda, że tempo szczepień w USA robi wrażenie, ale to jest pierwsza dobra wiadomość zza oceanu od roku. W trakcie obecnej epidemii PKB jest słabym miernikiem sukcesu gospodarczego. Stany zanotowały szybszy wzrost gospodarczy od Europy, bo wolniej zamykały gospodarkę – i w efekcie epidemia miała tam gwałtowniejszy przebieg, ze znacząco większą ilością ofiar w stosunku do populacji. Z drugiej strony, amerykański rynek pracy przeżył w zeszłym roku prawdziwe załamanie, i bezrobocie (realnie można szacować je na jakieś 9-10%) pozostaje tam znacząco wyższe niż w Unii Europejskiej. Na domiar złego, epidemia uwypukliła stopień polaryzacji amerykańskiej polityki i głębokie pęknięcia społeczne na tle rasowym i majątkowym, efektem czego były między i innymi zamieszki z ubiegłego lata, czy 6 stycznia na Kapitolu. Tymczasem szczepienia jeszcze się nie skończyły – nie wiadomo na przykład, jak różne kraje poradzą sobie ze „sceptykami”, bez zaszczepienia których będą musiały mierzyć się z kolejnymi falami i mutacjami Koronawirusa. W dodatku w Stanach już teraz widać, że ten problem wpisze się w wojnę kulturową między liberałami i konserwatystami. Dlatego nie dzieliłbym jeszcze skóry na niedźwiedziu.
Dodatkowo należy podkreślić dwie rzeczy. Po pierwsze, model anglosaski i europejski kojarzą się zwykle z odpowiednio bardziej wolnorynkową i bardziej etatystyczną polityką gospodarczą, tymczasem obecne sukcesy szczepień w Stanach i w Europie to w dużej mierze sukcesy rządów, które pomogły sfinansować badania nad szczepionkami i przygotowały infrastrukturę do jej dystrybucji (i częściowo produkcji). W istocie wąskim gardłem wciąż pozostaje (prywatna) produkcja, a nie (publiczna) przepustowość szczepień. W samej polityce gospodarczej rządy po obu stronach Atlantyku też zachowały się „europejsko”, w szczególności od marca ubiegłego roku Amerykanie uchwalili trzy programy fiskalne na łączną sumę 4.5 biliona dolarów, czyli 21% PKB! Dlatego przeciwstawienie modeli anglosaskiego i europejskiego może być mylące.
Po drugie, szybkie tempo szczepień w USA i UK wynika nie z samej różnicy w potencjale produkcyjnym, ale z tego, że – w przeciwieństwie do Europy – te kraje nie eksportują swoich szczepionek. Taki „szczepionkowy nacjonalizm” jest zrozumiały, ale w dłuższej perspektywie może okazać się bardzo niebezpieczny. Po zaszczepieniu swoich obywateli kraje z własną szczepionką powinny „zalać” nią resztę świata, przede wszystkim z powodów humanitarnych (Koronawirus zabije niedługo 3 miliony ludzi), ale także z uwagi na swój własny interes. Pozostawienie milionów ludzi bez dostępu do szczepionki gwałtownie zwiększa ryzyko, że pojawi się odporna na szczepionkę mutacja wirusa, przez co będziemy musieli zacząć z nim walkę od zera. Należy też pamiętać, że gdyby kraje UE przejęły anglosaski „szczepionkowy egoizm”, skorzystałyby na tym bogatsze państwa Europy, nieco hiperbolizując, polski emeryt szczepiłby się po niemieckich nastolatkach.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Europa kontynentalna ma wyższą stopę zatrudnienia niż USA. Nawet w warunkach głębokiej recesji. Z tego punktu widzenia to instytucje europejskie mają przewagę. Natomiast rzeczywiście USA i UK zareagowały lepiej w dwóch względach: a) szczepień, b) stymulacji fiskalnej. Zareagowały wręcz dużo lepiej. Dlaczego? Sądzę, że wynika to z faktu, że instytucje Unii Europejskiej są nastawione na powolne decyzje i szukanie konsensusu. To daje im przewagę w procesach długookresowych (efektywność rynku, polityki strukturalne, redystrybucja, klimat itd), ale ustawia je na gorszej pozycji w politykach cyklicznych, gdy wymagana jest szybka reakcja.
Udzielona
odpowiedź:
Zdecydowanie nie
Wysokie tempo szczepienia w USA i UK wynika z tego, że obydwa kraje wprowadziły faktyczne zakazy eksportu szczepionek. Interwencjonizm i głebokie ograniczenia przepływu towarów i usług to głebokie zaprzeczenie "modelu angloamerykańskiego". Tegoroczny brexit to również krok w kierunku izolacjonizmu. Tymczasem Unia Europejska jako jedyny duży producent zaopatruje w szczepionki resztę świata.
Z tego względu uważam, że pojęcia takie jak "model kontynentalny" i "model anglosaski" się wyczerpały i są słabymi narzędziami porządkowania świata idei polityczno-gospodarczych.
Jednocześnie gospodarka Wielkiej Brytanii nie odnotowuje praktycznie żadnego wzrostu w produktywności pracy od czasu Wielkiej Recesji - wzrost gospodarczy w większym stopniu opiera się tam na wzroście podaży pracy przy relatywnie niskim wzroście wynagrodzeń (a niekiedy spadku w ujęciu realnym).
W okresie kilku, kilknastu lat z negatywnymi efektami pandemii najlepiej poradzą sobie te gospodarki które najwięcej inwestują (bądź zdecydują się więcej inwestować) w publiczną ochronę zdrowia i powszechną edukację na wysokim poziomie.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
To jest złożony problem o wielu wymiarach więc trduno mi dać jednoznaczną odpowiedź. Niezbedna jest analiza w dłuższym przedziale czasowym niż tylko tempo powrotu do równowagi bezpośrednio po szoku spowodowanym pandemią.
Na marginesie, instytucje amerykańskie funkcjonują bardzo rożnie, jak to wykazała róznica w tempie szczpien w przypadku dwóch różnych administracji (Biden vs. Trump).
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Ta teza jest według mnie bałamutna. Zatrzymanie konwergencji między Europą a USA od mniej więcej połowy lat 1980tych sugeruje, że instytucje w USA rzeczywiście bardziej sprzyjają wzrostowi gospodarki niż instytucje w UE.
Dynamika wzrostu w USA po pandemii jest natomiast zniekształcana przez hiper-stymulację makroekonomiczną. Może ona negatywnie wpłynąć na długofalowe tempo wzrostu tej gospodarki. Jeśli wskazuje ona na cokolwiek, to na słabość instytucji stabilizujących w USA.
Wreszcie, tempo wzrostu szczepień jest w dużym stopniu funkcją dostępności szczepionek. Jako że ich producenci to firmy z USA lub UK, nic dziwnego, że tam ta dostępność jest większa. Skądinąd, polityczne zniekształcenia w handlu szczepionkami nie są dla mnie przejawem siły instytucji. Gdyby tych zniekształceń nie było, to pewnie w USA szczepienia i tak postępowałyby szybciej niż w Europie (ze względu na jego ekonomiczną przewagę), ale tempo szczepień w UK byłoby niższe.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
W chwili obecnej różnica nie wynika z tego w jakim modelu się pracuje (choć oczywiście modele też są ważne z perspektywy długofalowego rozwoju gospodarek). W chwili obecnej różnica polega na jakości konkretnych instytucji (akurat teraz jedne sprawdzają się lepiej inne znacznie gorzej), ale też aktualnie prezentowanej i realizowanej determinacji do działania i ogarnięcia problemów (różnej w poszczególnych krajach).
Do bardzo ciekawej i budującej dyskusji, który z systemów jest lepszy (anglosaski czy kontynentalny) akurat radzenie sobie z pandemią nie jest argumentem z grupy najważniejszych.
Udzielona
odpowiedź:
Nie
Po pierwsze, jedno nie ma nic wspólnego z drugim. Nie możemy mówić w tym momencie o jakiejś spójności instytucji angloamerykańskich, gdyż podejście USA i Wlk. Brytanii do polityki gospodarczej w obliczy pandemii jest zdecydowanie inne. Dotychczasowe sukcesy administracji Bidena w USA opierają się na aktywnej roli państwa w gospodarce aby wesprzeć popyt ogólny poprzez walkę z nierównościami, zwiększenie wydatków państwa bez obaw o inflację czy dług publiczny (które są zresztą mało uzasadnione według ekonomii keynesowskiej) oraz zmianę w podejściu do systemu podatkowego (zapowiadane podatki majątkowe, podniesienie podatków dla najbogatszych i dla dużych korporacji). To podejście jest zupełnie różne od polityki gospodarczej w Wielkiej Brytanii, która opiera się głównie na wspieraniu podaży i ograniczonej roli państwa w gospodarce w długim terminie (wraz z ogłoszonymi już cięciami budżetowych i perspektywami polityki zaciskania pasa w przyszłości).
Po drugie, trudno jest mówić o „powrocie do dynamicznego wzrostu” w obu krajach, ponieważ zmagają się one nadal z recesją (nie mówię tu jednak o projekcjach wzrostu, które są bardziej optymistyczne, gdyż są one jednak tylko projekcjami, a nie odpowiadają obecnemu stanowi gospodarki). Podobnie, oba kraje zmagają się z problemami na rynku pracy i wysokim poziomem nierówności. Wysuwanie wniosków, że oba kraje przechodzą obecnie przez „szybki powrót dynamicznego wzrostu” jest moim zdaniem przedwczesne.
Udzielona
odpowiedź:
Nie wiem
Trudno tej tezie zaprzeczyć lub potwierdzić. Na tempo szczepień wpływa wiele ważniejszych czynników takich jak modele zarządzania np. UE w zakresie podejmowania decyzji przy unijnych zamówieniu szczepionek czy organizacji państwowej administracji.